środa, 31 grudnia 2014

Ostatni dzień starego roku...

Choć mroźny i pochmurny, to jednak póki co bardzo udany :)
Spacer z rana zaliczony, samopoczucie od razu lepsze!
Wózek dla Małej zamówiony. Cieszę się, że wstrzymywałam się z jego zamówieniem, bo od stycznia Baby Design rusza z nowym modelem, troszkę ulepszonym i właśnie na ten model się zdecydowałam. 
Lista wyprawkowa zarówno dla mnie jak i Małej została zamknięta. Lista do szpitala napisana i wydrukowana, więc lada dzień będziemy się pakować :)
Do zamówienia zostało tylko łóżeczko i materac, ale celowo odwlekamy to w czasie, żeby zawieźć je już na nowe mieszkanie jak będą położone panele i ściany pomalowane. Ola na początku i tak będzie spała w koszu mojżesza, tam na pewno będzie Jej przytulniej :)
Blok czekoladowy w lodówce się chłodzi, mąż po pracy zrobi rolsy ala Pizza Hut i wyruszamy na domówkę do znajomych. Zamierzam się świetnie bawić, póki kondycja mi na to pozwala, choć mam cichą nadzieję, że tak będzie do końca ;)

Niech w Nowym Roku towarzyszy Wam mnóstwo zdrowia, radość nie opuszcza, a wszystkie plany i marzenia łatwo realizują ;)

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Święta, święta...

... i po Świętach.
Były mega rodzinne, spokojne, radosne i w tym roku bardzo wyjątkowe, nawet brak śniegu aż tak bardzo nam nie doskwierał. Choć mama twierdzi, że na następny rok będą inne, lepsze, bo będzie już z nami Ola :)
Święta szybko przyszły i szybko się skończyły, jak wszystko, co dobre...przed nami również ostatnie dni 2014 roku.

Jaki był ten rok? Niewątpliwie był to rok wielkich decyzji, niosących ze sobą wielkie ryzyko 
i wymagających ogromnego zaufania. Decyzji które pociągają, podniecają, a zarazem przerażają no i też nie mało kosztują. Decyzji które radykalnie zmieniły nasze życie, które stało się pełniejsze, dojrzalsze, bardziej autentyczne oraz radośniejsze. Przede wszystkim decyzji, które przyniosły miłość i zmieniły nasze życie na lepsze :)

Długo wahałam się nad pozostaniem w Warszawie. Do ostatnich dni Starego Roku byłam przekonana naszego powrotu na Podkarpacie, tymczasem rozmowy z rodziną i znajomymi odmieniły moją decyzję o 360 stopni. Nigdy nie sądziłam, że zamieszkam w Warszawie, że to tutaj będę żyć, rozwijać się, założę rodzinę.

Skoro zdecydowaliśmy się o pozostaniu w Warszawie, nie mogliśmy pozwolić na dalsze wynajmowanie mieszkania. W końcu chcieliśmy mieć coś swojego, urządzonego po swojemu. Może małe i może trochę ciasne, to mimo wszystko "własne" :) W końcu znaleźliśmy interesującą nas dzielnicę, mieszkanie, udało nam się dostać kredyt, a potem wszystko już poleciało... 

Blok piął się niesamowicie szybko w górę, niecierpliwie czekaliśmy wybudowania naszego ostatniego piętra, gdy pewnego dnia, całkiem nieoczekiwanie spłynęła na nas kolejna radosna nowina. Będziemy rodzicami! Na początku wielkie niedowierzanie, potem lęk 
i obawa o maleństwo, o to czy poradzimy sobie w roli rodziców, a na końcu przeogromne szczęście :) 

W tym roku dobrowolnie zrezygnowaliśmy ze świątecznych prezentów, cały budżet pochłonęło nasze mieszkanie oraz przygotowania na przyjście naszego Maluszka, ale mimo wszystko czekała na nas miła, przedświąteczna niespodzianka... Tuż przed Świętami odebraliśmy klucze do naszego mieszkania, tak więc wraz z Nowym Rokiem bierzemy się ostro do roboty :)

Nowy Rok będzie niewątpliwie baaaardzo ale to bardzo wyjątkowy! Doczekać się już nie mogę :)

środa, 24 grudnia 2014

Wiarę trzeba mieć do samego końca...

Jeszcze nie tak dawno bo 7 miesięcy temu, a dokładnie 25 maja pisałam:

"Mam dziwne przeczucia, że tym razem znowu się nie udało. 
Dziś dopadł mnie gorszy dzień, strasznie mi źle, smutno, chce mi się wyć... 

Kiedy wreszcie nam się uda? ;( 

Teraz pozostało tylko czekać, aż pojawi się okres...
Na nic więcej nie liczę ;(" 

Okres nie pojawił się, zamiast tego ujrzałam dwie cudowne kreseczki... :)
Nie umiałam w to uwierzyć... Jak mogłam zwątpić?
Ja? Która zawsze stara się wierzyć do końca?
A jednak, nawet najlepszym się zdarza...

Podczas gdy ja wątpiłam i użalałam się nad sobą... maleńka Kruszynka we mnie się kształtowała. Teraz jest już sporych rozmiarów, ma cudny nosek i usteczka, dwie rączki i dwie nóżki, wygląda jak malusi człowieczek. Jeszcze Jej nie ma na świecie, a już kocham Ją ponad życie... Jeszcze nie wystawiła główki na ten świat, a już pokazuje swój charakterek... Życie jest niesamowite!

Trzeba wierzyć i walczyć do samego końca o to, czego się pragnie, a niektóre swoje trudne sprawy i bolączki warto zawierzyć również Panu Bogu... :)

Zdrowych i wesołych Świąt! :*

czwartek, 18 grudnia 2014

Chciałabym zatrzymać czas... :)


Kończymy 31 tydzień, 7 miesiąc... Coraz bardziej uświadamiam sobie, że już tak niewiele dzieli mnie od spotkania z moją Córeczką. Coraz bardziej uświadamiam sobie, że niebawem ta wspaniała przygoda skończy się i już teraz wiem, że niesamowicie będzie mi brakować tych cudownych chwil, okrągłego brzuszka i ruchów mojej małej Wiercioszki. Jest mi smutno... Uwielbiam stan, w którym obecnie się znajduję. Każdy dzień, tydzień, miesiąc przeżywam nieustannie i staram się jak najwięcej chwil chłonąć i zapamiętywać bo wiem, że one niebawem przeminął... Zaczniemy nowe życie :)

Rośniemy... nie da się tego ukryć :) Rośnie mama, bo rośnie i Córeczka. Nasza Dziecinka waży już 1900 gram, jest dużą, dorodną i ładnie rozwijającą się dziewczynką, pan doktor od USG bardzo Ją chwalił, co nas rodziców niesamowicie cieszy :)
Ja nadal czuję się świetnie, póki co brzuszek jeszcze mi nie ciąży, nie uwiera, mogę przemierzać kilometry, co udowodniłam wczorajszym spacerem... ;) Śpię spokojnie i jestem bardzo zadowolona :)


A na koniec tradycyjnie małe podsumowanie :)

wtorek, 16 grudnia 2014

Newsletter rozwoju ciąży

"W 31. tygodniu ciąży dziecko nieustannie pije płyn owodniowy, co dostarcza mu mniej więcej 40 kalorii dziennie. W ten sposób jednak nie tylko urozmaica swoją dietę i ćwiczy przewód pokarmowy – naukowcy twierdzą, że to również metoda... radzenia sobie ze stresem. Zauważono, że niektóre maluchy, gdy czują się niespokojne, pochłaniają większe ilości płynu. Inne wręcz przeciwnie – jakby traciły apetyt."

Mąż: To teraz już musisz tylko zdrowo się odżywiać i same dobre rzeczy jeść aby Olce smakował płyn owodniowy :D
Ja: Od dzisiaj zero słodyczy! :D


"Ukształtował się temperament dziecka. Jeśli nieustannie wierci się w brzuchu, możesz się spodziewać, że będzie energicznym i żywiołowym człowiekiem. Maluch spokojny w brzuszku będzie się zachowywał podobnie po przyjściu na świat."

Mąż: I jak, będziemy mieli małego diabełka czy aniołka? :D 
Ja: Aniołka, po mamusi... :P Na szczęście wierci się tylko przy zasypianiu (chyba ma to po Tobie :D), a potem grzecznie śpi... chyba, że to ja śpię jak zabita i nie czuję... ale w ciągu dnia też delikatnie się wierci, a nie wierzga jak szalona :D


Takie tam nasze luźne rozmowy na temat ciąży i rozwoju naszej Córki w 31 tygodniu :)

niedziela, 14 grudnia 2014

A czas płynie. .. :)

Ostatnie dni niesamowicie szybko mi mijają... wstaję, a potem nawet nie wiem kiedy, przychodzi wieczór i trzeba kłaść się spać :) Ciągle coś robię, ciągle coś sobie wynajduję, co by nie siedzieć lub nie leżeć bezczynnie.
Miałam kupować przybornik w IKEI na łóżeczko, potem stwierdziłam, że to nie ma sensu, uszyję sobie. Długo nie myślałam, pobiegłam do sklepu, wynalazłam śliczny materiał i voilà! przybornik gotowy. 


Powieszę go na łóżeczku, tuż pod przewijakiem, umieszczę w nim pampersy, maść do pupki i jakieś drobne rzeczy, które lubią często gdzieś się zapodziewać :) A jeśli się nie przyda i nie spełni moich oczekiwań, to przynajmniej nie będzie mi szkoda, bo materiał kosztował mnie 11zł, a zostało go jeszcze trochę na inne, małe cuda... :)


Szycie na maszynie bardzo wciąga. Kiedy czuję się przygnębiona albo nie za bardzo wiem, jak spożytkować czas... wyciągam maszynę na stół, materiały... i wymyślam, ciągle coś próbuję, tworzę, a potem szyję, słuchając przy tym świątecznych piosenek w radio RMF Święta :) Szycie mnie bardzo uspokaja, wycisza i sprawia, że czas płynie niesamowicie szybko.

Wpadliśmy z mężem też na świetny pomysł, by spróbować przerobić dwie nocne szafeczki, które mogą posłużyć nam w nowym mieszkaniu... Więc tak sobie jeszcze dodatkowo siedzę i bawię się wałeczkiem do malowania... i takie póki co mamy efekty tej zabawy :)


Międzyczasie również ubrałam choineczkę, ponieważ lubię wieczorem posiedzieć przy blasku palących się z niej światełek. Niestety w tym roku jeszcze jest sztuczna, ale w przyszłym roku na pewno zadbam o to, by była prawdziwa i pachnąca :)


Przed Świętami wyruszamy na Podkarpacie, więc nie bawiłam się w pieczenie pierniczków. Świąteczny szał pieczenia placków i lepienia uszek rozpocznę z kochaną Matulą i Babcią :) Za to upiekłam mężowi do pracy muffinki czekoladowe, z okazji Jego urodzin :) Ciekawa jestem, czy będą smakować? :P


Przed nami bardzo intensywny tydzień! Ojjj będzie się działo, zwłaszcza w czwartek :) A potem to już słodkie świąteczne lenistwo aż do Nowego Roku :)

piątek, 12 grudnia 2014

Fajnie jest! :)

Trochę się ostatnio pożaliłam i od razu jakoś tak mi lepiej i lżej na sercu :)
Dzisiaj zaczynamy 31 tydzień ciąży i tak pięknie prezentujemy się w nowo zakupionym sweterku ;)


Poza tym mam wrażenie jakbym ostatnio dostała jakiś mega zastrzyk energii! 
Teraz to nawet góry mogę przenosić! ;)
No i 18 grudnia doczekać się nie mogę, chyba do tego czasu jajka zniosę i wysiedzę :D

wtorek, 9 grudnia 2014

Przyjaźń…

Czy ona w ogóle istnieje? Już dawno przestałam się łudzić… :(

Brakuje mi osoby takiej prawdziwej, takiej bliskiej sercu, z którą mogłabym spotykać się w każdej chwili na pysznej kawie, czy herbacie, plotkować, śmiać się, czasem się wyżalić… nie czekając czy znajdzie dla mnie czas i wpisze mnie w swój kajet. 

Mam wrażenie, że mimo kilku znajomych z którymi utrzymuję jako taki kontakt, poza mężem, jestem tu sama jak palec, w tym wielkim mieście, w tych czterech ścianach…

Rozumiem, że każdy ma swoje życie, swoje sprawy, swoje rodziny, swoich „lepszych” znajomych, swoją pracę i obowiązki… dlatego nikomu się nie narzucam, widocznie jestem mało interesująca :)

Zawsze byłam osobą towarzyską, lubiłam przebywać tam, gdzie jest pełno ludzi, gdzie jest wesoło, gdzie wiecznie coś się dzieje... Teraz zastanawiam się, czy ze mną jest wszystko w porządku? Może ja jestem zwykłą nudziarą, albo mam coś w sobie co ludzie nie lubią? Jeśli ja nie zaproponuję i nie zorganizuję jakiegoś Sylwestra, Andrzejek, czy innych duperelek, to nikt nie wpadnie na pomysł żeby to zrobić, bądź nas zaprosić do siebie... Staram się szukać każdej możliwej okazji żeby spotkać  się w większym gronie, miło spędzić czas, ale ileż można? Ja też bym chciała zostać kiedyś do kogoś zaproszona, nie martwić się o menu, czy późniejsze sprzątanie po gościach...
Miałam nadzieję, że chociaż z bliskim kuzynem i jego żoną uda nam się złapać jakiś lepszy kontakt, bo mieszkają w Warszawie, planują kupić tu sobie mieszkanie, ale gdzie tam... Ostatnio w odpowiedzi na smsa "Co u Was słychać? :)", dostałam "Wszystko ok :)"... Bez komentarza.

Staram się więc organizować sobie jakoś czas, żeby nie zwariować obecnie sama ze sobą. Choć tak właściwie to nie jestem sama… Moje ukochane Dzieciątko za każdym razem daje mi znać, że jest przy mnie, swoimi ruchami sprawia, że uśmiecham się i od razu robi mi się cieplej na sercu :)

Jej przyjście na świat wynagrodzi mi wszystko. Będę miała Ją, będę mogła żalić się bez końca, tak samo też uśmiechać się i wygłupiać. Będziemy dużo spacerować i wspólnie spędzać mnóstwo czasu :) Pewnie i tak poza dziadkami nikt nie będzie nas odwiedzał, bo znając życie nikt nie będzie miał na to czasu...

Chociaż kto wie, być może kiedyś jeszcze spotkam na swojej drodze prawdziwą przyjaciółkę od serca...?

piątek, 5 grudnia 2014

Jeszcze tylko +/- 10 tygodni

30! :)

Uwielbiam celebrować takie chwile,
bo wiem, że już nigdy nie powrócą,
są jedyne w swoim rodzaju, niepowtarzalne...
Ogarnia mnie spokój i szczęście, 
napawam się tym, bo lubię ten stan ducha :)

środa, 3 grudnia 2014

Rośniemy! :)

Lada dzień zaczynamy 30 tydzień naszej wspólnej przygody :)
Uwierzyć w to nie potrafię!
Przecież dopiero co odliczałam pojedyncze tygodnie, 
a tymczasem już tuż, tuż pojawi się trójeczka z przodu :)
Jeszcze 7 tygodni i moja mała Dziecinka będzie mogła bezpiecznie przyjść na ten świat,
choć jednak wolę, żeby była naszą Walentynką i poczekała jednak do połowy lutego.
Wówczas, jak wszystko dobrze pójdzie, może przywitamy ją jednak już w nowym mieszkanku
i Jej nowym pokoiku :)

Brzuszek mi urósł na potęgę!
Wstałam w niedzielę rano, zerknęłam do lustra i własnym oczom uwierzyć nie mogłam :-O
Ale jak to? Tak nagle? Z dnia na dzień?
Jeszcze wczoraj był taki mały... :)
Muszę się przyzwyczaić, że teraz pewnie nieustannie będzie mnie tak zaskakiwał... ;)

Sporadycznie bywają dni, kiedy doskwiera mi ból kręgosłupa i żeber, zgaga też pojawia się czasem wieczorami oraz włączył mi czujnik - spanie, lubię sobie czasem w ciągu dnia podrzemać.
Poza tym niezmiennie czuję się świetnie i nie mogę narzekać.
Co tu dużo pisać, jestem szczęśliwa i zadowolona! :)


Dopisane o godzinie 18:50
Właśnie wróciłam z wizyty u neurochirurga i okazuje się, że mój kręgosłup nie jest jeszcze w tak bardzo opłakanym stanie i... mogę rodzić naturalnie! :)
Chyba, że bliżej porodu kręgosłup będzie mnie bardzo bolał, to bez problemu dostanę skierowanie na CC. Mam jednak nadzieję, że nie będzie aż tak źle, chyba chcę spróbować własnych sił, choć cholernie się boję i nie będę tego ukrywać :)
Jutro jestem umówiona z rehabilitantem, który pokaże mi ćwiczenia dla ciężarnych, więc będę mogła codziennie sobie ćwiczyć w domu i wzmacniać kręgosłup do porodu :)
Przy okazji pan profesorek mnie podbudował, bo uznał, że jestem gdzieś pewnie na początku ciąży hehehe :D Więc najwidoczniej jeszcze aż taka duża nie jestem, a pomyśleć, że za mną już 2/3 ciąży :)

środa, 26 listopada 2014

Przygoda z szyciem...

Na samym początku, gdy dostałam wielkiego natchnienia nie mogłam wprost doczekać się, aż mama przywiezie mi maszynę do szycia. Jednak z każdym kolejnym dniem mój zapał coraz bardziej gasł, aż w końcu u progu mieszkania przywitałam rodziców :)

Wybrałyśmy się z mamą do sklepu z tkaninami. Gdy tylko weszłam do środka, myślałam, że dostanę oczopląsu. Tyyyyyyle pięknych materiałów, dosłownie zgłupiałam, nie wiedziałam co wybrać, jednak po chwili namysłu w końcu zdecydowałam się na jasne, ciepłe kolory i przyjemne w dotyku materiały.


Nastał dzień, w którym zabrałyśmy się do pracy. Skroiłyśmy materiały, połączyłyśmy je oraz przefastrygowałyśmy i zabrałyśmy się za szycie. Na początku byłam pewna, że będę siedziała z boku
i przyglądała się mamie. Jednak usiadłam za stery, mama nawlekła mi nici na maszynę (dla mnie to czarna magia, choć idzie mi już coraz lepiej) i poinstruowała dokładnie co i jak...

Szyłam sobie powolutku, bo w końcu nie musiałam nigdzie się spieszyć, aż w pewnej chwili tak się rozpędziłam, że myślałam, że już się nie zatrzymam :D Szycie spodobało mi się niesamowicie. To takie wspaniałe zajęcie na odmóżdżenie się, zapomnienie o smutkach i troskach, skupienie na czymś innym, bardzo przyjemnym.


I gdy tak patrzę na te małe uszyte cudeńka, buzia uśmiecha mi się szeroko, od ucha do ucha. Jestem naprawdę z siebie bardzo dumna. Pierwsze spotkanie z maszyną zaowocowało uszyciem dwóch rożków i cieniutkiej podusi...



Rożki są większych rozmiarów niż te standardowe, sprzedawane w sklepach. Jeśli Mała nie będzie chciała w nich leżeć i spać albo z nich wyrośnie, po odpruciu wstążki posłużą nam jako kocyki. Materiału jeszcze trochę zostało, więc na dniach planujemy uszyć jeszcze apaszki pod szyjkę,
a w niedalekiej przyszłości na pewno jeszcze inne, dziecięce wspaniałości :)

piątek, 21 listopada 2014

Podsumowując II trymestr

I trymestr ciąży ciągnął się niemiłosiernie, a z kolei II dla odmiany przeleciał nawet nie wiem kiedy? III to pewnie śmignie mi przed nosem i nim się obejrzę, będę moją Myszkę małą tulić w ramionach :)
II trymestr był dla mnie jak do tej pory najprzyjemniejszym okresem ciąży. Wreszcie odetchnęłam z ulgą i mogłam zacząć w pełni cieszyć się tym pięknym stanem.

Jak już niejednokrotnie pisałam, czuję się rewelacyjnie, takiej ciąży naprawdę życzę każdej z Was :) Owszem bywają dni kiedy miewam gorsze samopoczucie, ale zdarzają się one póki co, na szczęście sporadycznie. Nawet mimo skracającej się szyjki czuję się dobrze. Niestety w ostatnim tygodniu dopadło mnie przeziębienie, a do tego mój biedny kręgosłup chyba zaczął dawać o sobie znać (i tak dziwię się, że dopiero teraz, byłam pewna, że przyszpili mnie do łóżka o wiele szybciej), w związku
z czym pojawiły się problemy ze snem. Na plecach źle mi się śpi, bo ból lędźwi doskwiera, a na boku z kolei nos mi się zatyka. Mam nadzieję, że gdy przeziębienie minie, powrócą spokojnie przespane noce :)

Niewidoczny brzuszek wreszcie nabrał kształtów, nie da się go już ukryć, a ja uwielbiam napawać się jego widokiem. Na szczęście póki co nie ogranicza mnie w niczym i jakoś szczególnie nie ciąży. Rozstępów, wystającego pępuszka oraz linii negra w dalszym ciągu brak i tak mogłoby zostać do końca ciąży, nie pogniewałabym się.

Ola wreszcie dała o sobie znać, ciąża stała się jeszcze bardziej realna i namacalna, a każde Jej ruchy, czy to delikatne, czy te bardziej intensywne sprawiają mi przeogromną radość. Uwielbiam dotykać swój brzuch i patrzeć, jak faluje każda jego część. Moja córeczka jest dla mnie póki co bardzo łaskawa i wyrozumiała :)

A jeśli o Niej już mowa, to niezła Pyzula z niej rośnie. Przez ostatnie miesiące sporo urosła i przybrała na wadze, a wyglądem przypomina już malutkiego noworodka. Uwielbiam się Jej przyglądać podczas każdego badania USG, mogłabym tak patrzeć i patrzeć bez końca, ale przecież to doskonale już wiecie ;)


Przed nami III trymestr – czas oczekiwania :) Już tak niewiele pozostało, do powitania na świecie naszego Maleństwa. 3 miesiące, prawdopodobnie zlecą szybciej, niż się wydaje. Już niebawem będę mogła tulić tą kochaną Istotkę w swoich ramionach i cieszyć się każdą chwilą z Nią spędzoną, każdym Jej grymasem oraz uśmiechem :)

Jaki będzie dla mnie ten ostatni trymestr? Czy uniknę nieprzyjemnych objawów takich jak: obrzęki, problemy z nietrzymaniem moczu, zaparcia, skurcze łydek, żylaki, hemoroidy, problemy
z oddychaniem, zaburzenia równowagi ciała, bezsenność? Póki co, nie będę się nad tym zastanawiać. Mam nadzieję, że mimo wszystko ta końcówka ciąży okaże się dla mnie łaskawa oraz przyjemna
i mimo wszystko będę mogła miło ją wspominać :)

czwartek, 20 listopada 2014

Imię... :)

Jak to było z tym imieniem dla naszego dziecka?
Może w ogóle zacznę od początku... :)
Od samego początku kompletnie obojętna była mi płeć naszego dziecka. Wiedziałam, że tak samo będę cieszyć się na wieść o chłopcu, jak i o dziewczynce. Już to, że wreszcie i to całkiem niespodziewanie udało nam się zajść w ciążę totalnie mnie zaskoczyło i uszczęśliwiło :)
Przez większość ciąży przeczuwałam, że będziemy mieć chłopca... z czystych powodów medycznych... bo owulacja, bo zbliżenie, bo silne męskie plemniki. Jak się okazało, widocznie owulacja wystąpiła dzień? później i męskie plemniki skapitulowały. Kobietki górą! :)

Większość osób, która mnie widziała, bez wahania ciągle powtarzała... jak nic, będzie dziewczynka. Jakoś trudno było mi w to uwierzyć. A bo brzuszek mały, a bo wcinam słodkie, bo Maluch kopie po prawej stronie, tylko to, że wyładniałam odstawało od reguły :D

W pewnym momencie tuż przed USG zaczęłam się nad tym głęboko zastanawiać. Może faktycznie ta większość ma racje, może faktycznie to dziewczynka... i czasem miałam wrażenie, że to prawda (może po prostu tak sobie wmawiałam?). Gdy lekarz na USG połówkowym zapytał czy szukamy płeć, w głowie ciągle gdzieś tam szumiała mi odpowiedź "dziewczynka" no i taką odpowiedź uzyskałam... co prawda nie na 100%, no ale... :)

Z kolei na ostatnim USG lekarz bez wahania potwierdził dziewczynkę, a ja wierzę, że się nie pomylił. Już niejednokrotnie słyszałam, że to bardzo dobry specjalista ultrasonografii, takich USG wykonuje mnóstwo w ciągu dnia, a pracuje prawie codziennie, więc zna się chłop na rzeczy i naoglądał się już tych fujarek i gniazdeczek sporo :D

Przejdę więc do sedna. Od początku jak tylko dowiedziałam się o ciąży, szybko obliczyłam termin porodu na luty, pomyślałam sobie, że jeśli będzie dziewczynka, chciałabym, żeby miała na imię Alicja. Alicja to moja ukochana Mama, która w dodatku 6 lutego obchodzi urodziny. To było takie moje malutkie marzenie, które niestety od razu zostało rozwiane. Mąż oczywiście kręcił nosem. Alicja? No ładnie, ale po babci i to w dodatku żyjącej, no i jako pierwsze imię (co innego drugie)? Od razu skapitulowałam. Po głębszych przemyśleniach doszłam do wniosku, że mąż chyba jednak ma rację. Niech dzieciątko ma swoje własne imię, nie nadane po nikim, takie odrębne, o i już :) No to jedno przyszło mi do głowy - Hania. I tu znowu pstryczek w nos, bo Hanka mężowi kojarzy się
z Mostowiakową i kartonami. Ręce mi opadły! No ale cóż, z moim mężem pod każdym względem łatwo nie jest i trzeba zawsze iść na kompromis. Pytam więc, "to jakie imię żeńskie Ci się podoba?", odpowiedział "Ola". Tak myślę, wymieniam w myślach "Aleksandra, Ola, Oleńka, Olcia, Olka fasolka"
i tak sobie myślę, "nooooo, też ładne", w rodzinie żadnej Oli nie ma, ostatnimi czasy również nie obiło mi się o uszy, żeby ktoś nazwał tak swoje dziecko, więc ok, zgodziłam się. Będzie Aleksandra K. :)

I od tamtej pory, nasza dziewczynka od razu stała się Olą. Już wtedy, choć nie byłam pewna na 100% przeczuwałam, że to chyba jednak faktycznie dziewczynka, do tego uparta tak samo, jak mamusia :)

poniedziałek, 17 listopada 2014

Szczęśliwi rodzice :)

Jesteśmy już po USG 4D, cóż rzec mogę?
Moje Dziecię jest niesamowicie charakterne, uparte i złośliwe, albo taki mały wstydzioszek nam rośnie. Jak to mój mąż rzekł po badaniu...
- Ja: Po kim to nasze dziecko takie uparte?
- Mąż: Jak to po kim, po mamusi :) Ty masz tak samo jak strzelisz focha, wtulisz buzię w poduszkę i tyle cię widziano...
- Ja: Ha ha ha!

Tak też uczyniło nasze Dziecię. Tak namiętnie wtuliło buźkę i nosek w mój kręgosłup, że nie dało się zbyt wiele dostrzec. A leżałam na jednym boku, na drugim, na plecach, pan doktor wstrząsał brzuszkiem i nic, uparciuch mały się nie odwrócił. Za to dla odmiany było widać doskonale to, co kryje między nóżkami :)
- Pan doktor: Płeć szukamy?
- Ja: Tak
- Pan doktor (bez chwili namysłu, bo już wcześniej miał najechane sondą i wiedział): Dziewczynka

Będziemy mieć córeczkę, naszą małą, kochaną, cudowną Oleńkę. Cieszę się niesamowicie! :)

Mimo wszystko cieszę się, że byliśmy na takim badaniu, nie żałuję ani jednej wydanej złotówki. Oglądałam nagranie z badania już kilka razy i ciągle przestać nie mogę, nieustannie się wzruszam. Mogłabym tak patrzeć i patrzeć na tą moją Dziecinkę bez końca. Teraz będę miała taką możliwość, bo mam wspaniałą pamiątkę. Nie mogę doczekać się, aż pokażę filmik mamie :)

Nasza dziewczyneczka rozwija się książkowo, została dokładnie pomierzona, pooglądana z każdej strony i wszystko jest w jak najlepszym porządku :)

A oto kawałeczek buźki naszej nieśmiałej Pyzuli ważącej już 1205g :)
Oczko, nosek, usteczka i kawałek rączki.

niedziela, 16 listopada 2014

Niedzielnie... :)

Za nami bardzo przyjemna niedziela :)
Poranne leniuchowanie do późna.
Potem rozmowa z Mamą przez telefon i trzeba było szykować się do wyjścia.
Kawiarnia w Muzeum Sztuki Nowoczesnej,
przepyszne kakao z pianką, a do tego przesympatyczne towarzystwo!
Uwielbiam zawierać znajomości internetowe, ale jeszcze bardziej lubię, gdy te znajomości przenoszone są do świata realnego :)

Po powrocie przepyszny obiadek zaserwowany przez męża
i dalsze leniuchowanie pod ciepłym kocykiem.
I muszę przyznać, że chyba ktoś męża mi podmienił :-o
Jestem mega pozytywnie zaskoczona Jego postawą…
Nie wiem czy powinnam o tym pisać, aby czasem nie zapeszyć ale niesamowicie cieszą mnie takie zwykłe, proste gesty i słowa względem mnie i naszego dzieciątko. Uwielbiam, gdy mówi „Kocham Was” czule przytulając, wówczas po prostu rozpływam się… :)

Doczekać się jutra nie mogę.
Z rana czeka mnie wędrówka po lekarzach: endokrynolog i internista,
a popołudniu... będziemy podglądać naszą Fasolkę na USG 4 D :)

czwartek, 13 listopada 2014

Dzień dobry :)

Dzisiaj żegnamy 26 tydzień ciąży, a jutro zaczynamy 27 :)


Pewnie już to pisałam, ale uwielbiam mój "balonik".
Czuję się nadal fantastycznie.
Luteina chyba zaczęła działać i polegiwanie zapewne też, brzuszek już aż tak bardzo nie napina się, 
 a osiedlowe spacerki w miłym towarzystwie dają mnóstwo radości...
Cieszymy się! 
:)

środa, 12 listopada 2014

Natchnienie... :)

Podczas wczorajszej wieczornej kąpieli coś mnie tknęło i natchnęło. Leżałam w cieplutkiej wodzie,
w pachnącej pianie i rozmyślałam...
Na myśl przyszła mi Mama, moja i tylko moja najukochańsza Mama, która była samoukiem. Sama nauczyła się szyć na maszynie, sama nauczyła się robić na drutach (teraz przed nią wielkie wyzwanie - ciepła, zimowa czapeczka dla wnusi). Kolejną osobą była Kasia, która to poczyniła piękne cuda dla Mai, w kolejce pewnie czekają jeszcze nie jedne takie? :)
I tak sobie myślę, może i mnie się uda? Muszę teraz odpoczywać, to przynajmniej spożytkuję jakoś ten czas. Może nauczę się szyć i stworzę coś swojego, może nie doskonałego i idealnego, ale prosto
z serca mego, dla mojego Dzieciątka kochanego :)

Miałam w planie kupić nowe prześcieradełka... ale po co? Mama mi przywiezie swoje "stare" ale nieużywane (porządnie zapakowane, schowane w szafie, czekające na lepsze czasy), bawełniane, takie których kiedyś się używało... ale gdy nowe gumkowe weszły w modę, te stare i porządne odeszły do lamusa... A ja użyję właśnie tych starych i spróbuję wszyć w nie gumeczki. Myślę, że to będzie idealne rozwiązanie. Będą stare ale jare :D

Rożek? Miałam zamiar kupić jeden z Motherhood, a drugi miała uszyć mi mama... Ale po co kupować? Za pieniążki, które wydam na jeden rożek, kupię materiał, który można zużyć na dwa rożki i może coś jeszcze...

Co jeszcze? A no właśnie... te girlandy! Też mi coś... wyciąć kilka trójkątów równoramiennych, pozszywać boki, potem wszystkie u góry obszyć kolorową lamówką i voilà, girlanda gotowa! Ja sobie nie poradzę? Oczywiście, że sobie poradzę :D

A pompony? Już mi się odwidziały... bo co za dużo, to nie zdrowo, prawda? :) Mam już plan, mam wizję, co, gdzie i jak, i prędzej czy później spełnię ją :)

Nad łóżeczkiem zawisną trzy kolorowe, pastelowe ramki. Na pewno w jednej
z nich (środkowej) umieszczę napisany przeze mnie wierszyk, dzięki któremu wygrałam fotelik samochodowy, ot na pamiątkę... bo każdy kto go czyta, wzrusza się. Po bokach umieszczę jakieś kolorowe obrazki, jeszcze nie wiem dokładnie co to będzie. Z racji takiej, że nie będziemy mieć żadnych ochraniaczy, ani kolorowej pościeli, girlanda zawiśnie wzdłuż łóżeczka, żeby je troszkę ożywić. Po prawej stronie obok łóżeczka będzie stała komoda. Na komodzie będzie lampka solna emitujące przyjemne
i ciepłe światło, biały wiklinowy koszyk i przepiękna szara ramka, którą dostaliśmy na rocznicę ślubu (w niej umieścimy zdjęcie naszego Dzieciątka). Nad komodą będzie wisiała półka, a z niej, od strony ściany będą dyndały sobie kolorowe literki, imię mojej córeczki (będzie heca jak córka okaże się jednak synem :D). Na półeczce będzie stało pudełko, a w nim skarby mojego Dziecka, będą książeczki i misie...

Będzie prosto, skromnie... ale mam nadzieję, że przyjemnie. O! :)

wtorek, 11 listopada 2014

Smutki i smuteczki...

Od rana w mieszkaniu unosił się zapach przepysznej mężowej zupy cebulowej z dodatkiem żółtego sera i grzanek... Mmmmm! Mega pyszna i bardzo syta :)

Po obiadku czas na jakiś deserek, co by osłodzić sobie wspólne chwile i zapomnieć o smutkach
i troskach. Uwielbiam zapach kruchego, maślanego ciasta, pieczonych jabłek i cynamonu, to idealne połączenie na jesienne popołudnia i wieczory :)

Jeszcze tylko lody waniliowe by się przydały, ale niestety ich brak :P
Niestety gorsze dni dopadły i mnie. Zbyt wiele nagromadziło się na głowie. Zbyt wiele bym chciała... ale niestety fundusze na to nie pozwalają. Mam wiele planów i marzeń dotyczących maluszkowego pokoiku, ale niestety na ich spełnienie przyjdzie mi troszkę poczekać. Nie da się zrobić wszystkiego na raz, trzeba to jakoś rozsądnie podzielić, by podołać tym wszystkim wydatkom związanym
z urządzaniem naszych czterech kątów. Z racji tej, że kredyt wzięliśmy jedynie na mieszkanie, pieniążki na jego urządzanie musieliśmy uzbierać sami, a wydatków niestety ciągle przybywa... Do tego wszystkiego siedzenie i odpoczywanie w domu kompletnie mi nie służy, ale dla dobra maluszka jestem w stanie się poświęcić. Brakuje mi jedynie towarzystwa...

Marzy mi się kolorowa girlanda w groszki, paseczki, gwiazdeczki, krateczki, zygzaczki... nad łóżeczkiem lub wokół niego, ramki z ładnymi obrazeczkami, tudzież imię mojej Pociechy. Marzą mi się świecące kuleczki Cottonone Love, tudzież pomponiki lub chmurki i łezki... A wszystko to w pięknych pastelowych odcieniach mięty, jasnego różu i szarości.




Echhhh... pomarzyć sobie można, jak to dobrze, że za marzenia się nie płaci. 
A kto wie, być może i kiedyś na te cudeńka przyjdzie czas i malutkie marzenia spełnią się...? :)

poniedziałek, 10 listopada 2014

„Na kanapie leży leń, nic nie robi cały dzień...”


Czytam więc i ja mojemu jeszcze nienarodzonemu :) 
A ile radości i śmiechu jest z tego czytania i z tych książeczkowych rymowanek :D

Mam teraz jeszcze więcej czasu wolnego, niż dotychczas. Staram się leżeć i odpoczywać jak najwięcej i jak najmniej martwić i stresować. Przez to całe zamieszanie "szyjkowe" jeszcze częściej wsłuchuję się we własny organizm i różne jego objawy. Bywa czasem tak, że leżąc czuję dziwne napięcie w dole brzucha, gdy dotykam go ręką, jest mega twardy. Na szczęście nie jest to regularne, pojawia się jedynie kilka razy dziennie. Czyżby to były skurcze przepowiadające Braxtona-Hicksa? Wcześniej będąc zajęta spacerami, spotkaniami ze znajomymi jakoś na tym się nie skupiałam, teraz jestem bardziej wyczulona.


„Okres między 24. a 28. tygodniem uchodzi za czas największej aktywności płodu.”
Maleństwo moje fika i bryka nieustannie, zwłaszcza gdy zjem śniadanie lub kolację "na słodko" lub po prostu jakąś słodką przekąskę. Zauważyłam też, że zwiększyło się u mnie zapotrzebowanie na mleko. Nieustannie mogłabym pić kakao, jeść owsiankę, czy płatki z mlekiem. Dzięki temu małemu Okruszkowi ja jestem trochę spokojniejsza, bo wiem, że póki co wszystko jest pod kontrolą :)

A za tydzień będziemy Cię podglądać na USG 4D :)

czwartek, 6 listopada 2014

Magiczna setka przekroczona...

A było tak pięknie...
Maluszek ładnie się rozwija, ciągle bryka i fika w maminym brzuszku. Kocham te słodkie ruchy, rozczulają mnie na każdym kroku. Już teraz wiem, że nasz Maluszek to niezły uparciuszek, tak mocno zacisnął dziś nóżki i kolanka, że ponownie nie dało się podejrzeć, co kryje między nóżkami. I chyba nie muszę zadawać sobie pytania, po kim to nasze kochane Dzieciątko takie uparte jest, oczywiście, że po mamusi :)
I wyniki są idealne, mocz czyściutki, morfologia bardzo ładna, obciążenie glukozą również, muszę jedynie uważać na stany niedocukrzenia i zawsze nosić przy sobie awaryjnego batonika :)
Tyjemy i to w zastraszającym tempie... mamy już +10 na liczniku, jak tak dalej pójdzie, to będę jak balon! Mimo to mój brzuszek i moja figura nie ograniczają mojej sprawności i ruchów. Bez problemu mogę sobie jeszcze pomalować paznokcie u stóp, zawiązać buty, czy ogolić tam i ówdzie :) Brzucholka jak nie było widać do 20 tygodnia, tak teraz daje o sobie znać i już nie da się go ukryć... cieszę się, lubię ten swój brzuszek :)


I to by było na tyle, dobrych wieści... :(
Już podczas badania wiedziałam, że coś jest nie tak, to od razu dało się wyczuć z twarzy profesora.
A jak zapytał, czy czasem brzuch mi twardnieje, to już nie miałam żadnych wątpliwości. Tak, twardnieje czasami, jak więcej zjem, czy dłużej pochodzę... ale nie sądziłam, że... Echhhh! :(
Powracamy do Luteiny dopochwowo 2x100mg, szyjka się trochę skróciła... i za 3 tygodnie z badaniami mam się wstawić ponownie na wizycie. 
Oczywiście już się zdenerwowałam, popłakałam, wylałam wszystkie żale, poobwiniałam się, bo się szwędam, zamiast siedzieć na dupie i odpoczywać, no ale skąd mogłam wiedzieć? Przecież czuję się dobrze... Boże, żeby tylko wszystko było dobrze...

Oj Dziecko Ty moje drogie Ty lepiej siedź w tym brzuszku jak Ci dobrze i nie wygłupiaj się!

♦ ♦ ♦

P.S. Maju dziękujemy Ci za prześliczne prezenty! 


Tak sobie siedzę i patrzę na te cuda i buzia mi się uśmiecha od ucha do ucha! Dziękuję! :*

wtorek, 4 listopada 2014

Trochę o tym i o tamtym :)

Odwiedziliśmy rodzinne strony, trochę odpoczęliśmy i niestety trzeba było wracać.
Rodzice w tym tygodniu przeprowadzają się do dziadków, a ja miałam okazję ostatni raz spędzić kilka nocy w moim rodzinnym mieszkaniu. Trochę mi smutno, uwielbiam tą cichą wieś i jej okolice, gdzie zawsze można było solidnie wypocząć, powspominać swoje radosne dzieciństwo, spotkać kilka znajomych twarzy... :)
Jednak nie mogę już doczekać się, kiedy rodzice przeprowadzą się do nas. Wreszcie nie będą dzieliły nas setki kilometrów, wreszcie nie będę musiała martwić się podróżą, będziemy mieć siebie obok i to jest dla mnie najważniejsze :)

Korzystając z kilku dni wolnych załatwiliśmy również kilka spraw związanych z mieszkaniem.
Ciężko było nam się zdecydować, ale wreszcie wybraliśmy płytki do łazienki Tubądzin - Elegant Natur. Oczywiście łazienka będzie w jasnych kolorach z lekkim akcentem ciemnego niebieskiego :) Skontaktowaliśmy się także ze stolarzem, pooglądaliśmy kilka kuchni w jego wykonaniu i ustaliliśmy cenę wykonania naszych mebli kuchennych oraz szafy wnękowej do przedpokoju. Pan Piotr namówił nas również na szkło, zamiast płytek między blatem, a szafkami górnymi. Ma znajomą firmę, która wykonuje takie szkło w cenie 250zł/m2, można wybrać sobie wzór jaki tylko dusza zapragnie. Przy okazji odebrałby nam to szkło, przywiózł do nas i zamontował od razu przy montażu mebli. Teraz tylko mamy dylemat czy wybrać jakiś delikatny, stonowany wzór, czy jednolity kolor :)

Czekamy na dni otwarte, które odbędą się w sobotę 8 listopada. Będziemy mogli wejść do naszego mieszkanka, wszystko sobie pooglądać, pomierzyć, wstępnie zaplanować... a już w styczniu planujemy ruszyć pełną parą z jego wykańczaniem. Najważniejsze to pomalować ściany, położyć panele, zrobić całą łazienkę, zamontować kuchnię i będzie można się wprowadzać :)

A tymczasem zmykam i życzę smacznego! ;)
Mniam! :-P

sobota, 1 listopada 2014

Cudnie jest... :)

24 tygodnie za nami... rośniemy sobie powolutku i cieszymy dobrym samopoczuciem :)

piątek, 24 października 2014

24 :)

Baloniku mój malutki, rośnij duży, okrąglutki... :)
♫ ♪ ♫

Minęły 23 tygodnie, a ja mam wrażenie, jakby zaledwie tylko kilka dni przeleciało... Jeszcze nie tak dawno byłaś taką malutką Kropeczką, a teraz rośnie z Ciebie dorodna Pyza. I brzuszek jest już bardziej widoczny i taki jakby bardziej okrąglejszy, ciążowy :)
A ja w dalszym ciągu czuję się fantastycznie... i tylko Twoje coraz to śmielsze i mocniejsze kopniaczki przypominają mi, że jestem w tym cudownym, błogosławionym stanie :)
Rośnij nam Dziecinko zdrowo, tak jak do tej pory... Mamusia kocha Cię całym swoim serduszkiem! 

środa, 22 października 2014

Dylematy wózkowe!

O Matko jedyna! Wybór wózka to chyba najtrudniejszy i najbardziej kłopotliwy wybór z całej listy wyprawkowej!

Jestem osobą dość wymagającą, można rzec, że nie ma idealnego wózka, który spełniałby moje najśmielsze oczekiwania w 100-tu %. Przeglądam, czytam, dotykam, testuję, a gdy już prawie, prawie jestem zdecydowana... nagle znajduje się coś, co dyskwalifikuje owy wózek... Katastrofa!

Czym kieruję się przy wyborze wózka?
1. Przede wszystkim wygląd! Wózek dla mnie musi być zgrabny, mieć ładny, prosty, niefikuśny stelaż. Jako że należę do osób niskich, musi posiadać regulację rączki i nie może być też wysoki.
2. Wózek musi składać się z aluminiowej konstrukcji. Wiadomo, że wózki typu 2w1 lub 3w1 do lekkich nie należą, ale mimo wszystko nie chciałabym pchać nie wiadomo jak wielkiego i ciężkiego kolosa :)
3. Amortyzatory to u mnie podstawa. Twarde wózki na starcie odrzuciłam. Oczywiście nie ma to jak wózek na pasach, czy wahaczach, ale decyzja padła jednak na skrętne koła, więc jedynym wyjściem było poszukać wózka z w miarę dobrymi, miękkimi amortyzatorami.
4. Koła pompowane koniecznie i obowiązkowo. Zdecydowaliśmy się jednak na te skrętne z przodu. Będą pomocne w jeździe po mieście, w alejkach sklepowych, w autobusie, metrze, czy tramwaju...
a w razie czego, można je zawsze zablokować do jazdy na wprost.
5. Kiedyś miałam parcie na dużą gondolę, ale tak właściwie to co mi z tej dużej gondoli? Dwa - trzy pierwsze najzimniejsze miesiące przejeżdżę bez problemu, a potem w lekkich ciuszkach mam nadzieję, ze Maluch jeszcze znajdzie trochę miejsca dla siebie, choć na jeszcze parę miesięcy. Tak
w zupełności wystarczy mi gondola średniej wielkości, nie może być mała, ale nie musi być też ta największa na rynku produkcji. Natomiast dodatkowym jej atutem jest dla mnie regulowany podgłówek, możliwość składania na płasko do transportu oraz dodatkowa wentylacja w budce.
6. Gondola gondolą, jednak bardziej zależy mi na spacerówce. To właśnie ją moje Dziecko będzie użytkować przez większość czasu i to ona będzie podstawowym środkiem transportu na naszych spacerach. Przede wszystkim zależy mi, by była to spacerówka głęboka i szeroka, miała długie oparcie, odpinany pałąk, dobrze wykonany podnóżek z możliwością regulacji wysokości i oczywiście 5-cio punktowe pasy bezpieczeństwa. Bardzo ważną kwestią jest dla mnie również możliwość obracania siedziska spacerówki w dwóch kierunkach jazdy. Dodatkowym atutem jest również duża budka z dodatkową wentylacją.
7. W miarę pojemny i funkcjonalny kosz na zakupy i inne pierdółki, by można było się do niego bez problemu dostać.
8. Dodatki: torba do wózka, moskitiera, folia p/deszczowa, pokrowce na nóżki.
9. Możliwość montowania na stelażu wózka, fotelika RECARO Privia.
10. Musi się bez problemu zmieścić do naszego samochodu! :)

Początkowo zdecydowana byłam na wózek Jedo Fyn, ale gdy zobaczyłam spacerówkę, od razu mina mi zrzedła. Jak dla mnie była zdecydowanie za płytka. Zaczęłam więc szukać dalej... przeglądnęłam naprawdę mnóstwo wózków... w oko wpadły mi również wózki Bebetto, ale okazało się, że mają trzeszczące przednie skrętne koła (system pamięci kierunku DMS oraz absorpcji wstrząsów SAS), co mnie denerwowało, więc poszukiwania trwały nadal. Po wielu przeglądniętych wózkach, nasz wybór padł na wózek polskiej firmy Baby Design Lupo Comfort - kolor granatowy :)

niedziela, 19 października 2014

czwartek, 16 października 2014

Żegnamy 5 miesiąc! :)

I kolejny miesiąc prawie za nami. Jutro zaczynam z Maluszkiem 6 miesiąc naszej wspólnej, cudownej
i niepowtarzalnej przygody i cieszę się niezmiernie, bo to teraz taki cudowny okres ciąży.

Nie dość, że mamy piękną, kolorową, ciepłą jesień... to pośród tego wszystkiego, codzienne rozkoszowanie się ruchami mojego Dzieciątka dostarcza mi ogromnej radości. To takie wspaniałe uczucie, wprost nie do opisania, a Maluch jest bardzo ruchliwy :)

Ogólnie czuję się bez zmian, baaaardzo dobrze! Gdyby nie ruchy, naprawdę zastanawiałabym się, czy faktycznie jestem w ciąży?

Dopadło mnie kilka nieprzyjemnych objawów, ale są znośne i pojawiają się sporadycznie. Zdarza się, że robi mi się słabo (szczególnie w przeludnionych miejscach). Chyba 2-3 razy dopadła mnie zgaga? Nigdy nie miałam, ale z opowiadań męża, to chyba to... Poza tym strasznie bolą mnie stopy. Ogólnie mam płaskostopie, a w ciąży ono jeszcze bardziej się pogłębia, więc bywają dni, że ciężko jest mi chodzić. Na szczęście mam swoje ukochane, miękkie adidasy, z którymi ostatnio się nie rozstaję i daję sobie świetnie radę :)

Ginekologicznie wszystko jest pięknie - szyjka długa, zamknięta, ani widu ani słychu o jakimś stanie zapalnym. Z Maluszkiem również wszystko jest w porządeczku, więc jesteśmy bardzo szczęśliwi!

Brzuszek powolutku sobie rośnie. Na wadze przybyło mi łącznie 6 kg, z czego większość rozkłada się na udach, już taka ma uroda... Niewątpliwie będzie co zrzucać po porodzie, ale tym się teraz nie mam zamiaru przejmować... :)

A tak z miesiąca, na miesiąc zmieniam się ja i moja Fasolka... :)


wtorek, 14 października 2014

Warsztaty Mamo To Ja + wygrana

Wybrałam się dzisiaj z mężem na Warsztaty Mamo To Ja.
Poćwiczyłam na mini fantomie pierwszą pomoc w przypadku zakrztuszenia oraz RKO,
zobaczyłam jak wpinać fotelik samochodowy, dowiedziałam się dużo ciekawych informacji
o bezpiecznym podróżowaniu, oraz czym kierować się przy wyborze fotelika,
dostałam różne próbki i próbeczki, Mama Coffee, smoczek Nuby (już czwarty do kolekcji, będzie co testować, może akurat któryś z czterech mojej Fasolce podejdzie),
napisałam z czym kojarzy mi się nazwa Mamo To Ja:

Gdy tylko dwie kreski na teście ujrzałam,
bez chwili namysłu od razu Cię pokochałam.
Byłaś moim największym marzeniem,
a obecnie jego realnym spełnieniem.
Doczekać się Ciebie tak bardzo nie mogę
z niecierpliwieniem przystępuję z nogi na nogę.
Oczekuję Twojego pierwszego krzyku
i cudownych uśmiechów darowanych bez liku.
Wspólnych, długich i leniwych poranków
oraz niekończących się zabaw na ganku.
Spacerów w nieznane,
na dobranoc kolorowych czytanek.
Wymieniać bym mogła bez ustanku tak,
lecz jeszcze jedno małe pragnienie mam,
że gdy zapytam pewnego ranka:
"Kto jest najwspanialszym cudem majowego dnia?"
odpowiesz z radością "Mamo, to ja! :)"

Pisarka ze mnie kiepska, z wypracowań zawsze przynosiłam 3 lub ledwo 4, ale dzięki tym kilku jakże prostym i szczerym słowom... wygrałam główną nagrodę - fotelik samochodowy:

RECARO Privia :)

Jestem niesamowicie szczęśliwa!!!!!!! :) :) :) :)
Pierwszą i jedną z najważniejszych pozycji na liście wyprawkowej mamy już odhaczoną :)
A Warsztaty Mamo To Ja mimo kilku powtarzających się bloków tematycznych z poprzednich Warsztatów, uważam za bardzo udane i miło spędzone i serdecznie polecam! :)

Ciężarówka na rowerze... :)

Jesień w tym roku dopisuje na całego...
Piękna, ciepła, kolorowa... no po prostu fantastyczna! :)



A dziś dla odmiany wybieramy się z mężem na Warsztaty "Mamo to ja" :)