piątek, 30 stycznia 2015

38! :)

Zaczęłam 38 tydzień ciąży, ryzyko przedwczesnego porodu już minęło, Ola jest donoszonym noworodkiem. Gdyby nagle się urodziła, powinna bez problemu przystosować się do nowych warunków i samodzielnie oddychać. Możemy zatem spokojnie oczekiwać Jej przyjścia na świat. Dziś już jestem spokojna, wszystko jest już gotowe, aby Ją powitać :)

Teraz już tylko czekamy na Ciebie Kruszynko, pozostało nam już góra jakieś 3 tygodnie, potem już będę tulić Cię mocno w ramionach i przyglądać się Tobie bez ustanku :)

Póki co jednak na szybsze powitanie nie zapowiada się. Na KTG zero skurczy, ja ich też w ogóle nie czuję. Jedynie wczoraj Mała dała piękny popis i zaserwowała tachykardię na zapisie. Musiałam napić się wody, pochodzić i powtórzyć badanie... na szczęście potem wszystko było już ok :)
Pani dr przy pożegnaniu z uśmiechem powiedziała: "Do zobaczenia :)". Być może spotkamy się na porodówce hehe :)

5 lutego mamy dzień pełen wrażeń. Najpierw KTG, potem USG, a na końcu wizytę u Profesora. Chciałabym doczekać tego dnia z Małą w brzuszku, bo jestem ciekawa ile ta nasza Klusia waży, no i nacieszyć się jeszcze Jej wygibaskami w brzuszku :)

P.S. I wcale nie czuję się zmęczona i ociężała, jak mówi licznik na dole :)

wtorek, 27 stycznia 2015

Jesteśmy, póki co 2w1 i mamy się dobrze! ;)

Nadal noszę moją Dziecinkę pod swym serduszkiem... i poza rosnącym brzuszkiem, który ciągle wydaje mi się być dość wysoko, czujemy się bez zmian, bardzo dobrze. Mała stała się bardziej aktywna, wierci się, kręci i rozpycha (mój brzuch momentami przybiera przeróżne, dziwne kształty), a ja za każdym razem uśmiecham się przy tym sama do siebie! :)

Jedyna przykra dolegliwość, która przyplątała się jakiś czas temu to puchnące stopy... mimo wszystko nie poddajemy się! Dzisiejszy poranny spacer i wycieczka do Centrum zaliczona, a jakże by inaczej ;) Wszyscy mówią odpoczywaj, oszczędzaj się, wyśpij na zaś... ale po co? Przecież tak się nie da... Chcę być aktywna do samego końca, na tyle ile będę mogła :)

Ostatnio śniło mi się, że odeszły mi wody... była niedziela, szykowałam się do kościoła. Ciekawe czy to jakaś przepowiednia? :D Tak bardzo chciałabym, by właśnie te wody zwiastowały mój poród... Wówczas nie miałabym już żadnych wątpliwości. Walizka pod pachę i wio do szpitala... A tak? Pobolewa mnie podbrzusze, mniej lub bardziej, niektórych bóli nie miałam jeszcze okazji doświadczyć i są dla mnie nowością... wówczas zawsze zapala się lampka i zastanawiam się czy to może już? Boję się, że przegapię ten moment i dotrę do szpitala za późno, choć wiem, że to raczej niemożliwe, tego nie da się przegapić. Od paru dni namiętnie żłopię herbatkę z liści malin, łudząc się, że będę miała łagodniejsze skurcze :P

Mimo wszystko jednak wiem, że swoje wycierpieć muszę... jestem tego świadoma i w pełni na to przygotowana :)

niedziela, 25 stycznia 2015

Zbliżamy się ku końcowi :)

Wczoraj mieliśmy bardzo intensywny dzień, od samego rana na nogach. W pierwszej kolejności wybraliśmy się na nowe mieszanko, by pooglądać pracę naszych fachowców do dziennego światła. Praktycznie wszystko jest już skończone, pozostały już tylko drobne poprawki, które zrobimy sami. Można już przewozić niektóre rzeczy. Czekamy już tylko na sprzęt AGD, drzwi, meble kuchenne oraz szafę wnękową do przedpokoju :)

Pozostało nam ostateczne urządzanie się i upiększanie naszego mieszkanka, ale to jednak rozłożymy w czasie, gdy ponownie przybędzie nam gotówki. Powolutku, sukcesywnie zrobi się miło i przytulnie :)

Wybraliśmy się również do Agata Meble i ostatecznie wybraliśmy sofę do salonu, będzie w kolorze czekoladowym, a do niej będę dwie małe kremowe poduszki.

Kolejnym punktem zaczepienia była IKEA. Skoro panele zostały położone, a ściany pomalowane, zamówiliśmy szafę oraz komodę do pokoju Oli i biurko dla nas (bo przez dobre kilka miesięcy my również w tym pokoju będziemy urzędować), a także łóżko oraz materac do sypialni, aby rodzice mieli gdzie spać. Teraz tylko czekamy na transport i będzie można na spokojnie skręcać meble.

Kupiliśmy też lampę sufitową do salonu, lampę wiszącą którą umieścimy w części aneksu kuchennego oraz samą oprawę z kablem do pokoju Olci, bo na klosz póki co nie mogę się zdecydować. Nie mogło również zabraknąć większości dobrze znanych zawieszanych plastikowych pojemniczków, które zawisną przy łóżeczku Oli, a także ikeowej pluszowej, piszczącej maskotki - jeżyka! :)

Dziś niedziela, więc odpoczywamy do góry brzuchami i prócz kościoła, nie ruszamy się nigdzie z domu... Muszę w końcu trochę odsapnąć i dać się dziecku powiercić... :D

czwartek, 22 stycznia 2015

Bliżej już, niż dalej... :)

Wraz z końcem 36 tygodnia ciąży zaliczyłam pierwsze badanie KTG. Tak sobie leżałam i w ciszy oraz spokoju wsłuchiwałam w bicie serduszka mojej Córeczki. Wspaniałe uczucie! Okazało się, że skurczy póki co brak, następne KTG za tydzień :)

Zaliczyłam również ostatnią lub przedostatnią wizytę u Profesora. Po zbadaniu dowiedziałam się, że szyjka już się powoli skraca, jest wygładzona i ewidentnie coś zaczyna się dziać, mimo tego, że brzuszek jest jeszcze dość wysoko. Dostałam zwolnienie do 14 lutego, a na wizytę umówiłam się za dwa tygodnie, jak prosił Profesor, choć uznał, że coś mu się wydaje, że nasza Dziecinka może jeszcze w styczniu pojawić się na świecie :)

Wszystko byłoby super gdyby nie wynik GBS, który wyszedł dodatni. Chciałam jak najdłużej wytrzymać akcję porodową w domu, co by do szpitala przyjechać jak najpóźniej. Niestety będę musiała jechać od razu, jak się rozpocznie, by jak najszybciej przyjąć pierwszą dawkę antybiotyku, którą trzeba podać najpóźniej 4h przed zakończeniem porodu, co za tym idzie... mam nadzieję, że akcja porodowa nie przebiegnie ekspresowo.

Mimo wszystko ogarnął mnie przedziwny spokój. Z jednej strony delektuję się tym czasem spędzonym z Córeczką w brzuszku, ale też doczekać się nie mogę, kiedy pojawi się po jego drugiej stronie :) A póki mam jeszcze trochę czasu, jeszcze wiele sił i energii, zaliczam wszelkie spotkania z koleżankami, bo po porodzie nie wiadomo jak to będzie :D

Będąc na KTG w szpitalu odwiedziłam również koleżanki z oddziału. Nasłuchałam się tyle cudnych komplementów, że prawie w obłokach fruwałam. Wszyscy już na nas czekają :)

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Torba do szpitala

Wydawać by się mogło, że spakowanie torby do szpitala to prosta sprawa. Nic bardziej mylnego ;) Proste jest sporządzenie listy, ale zawarcie w niej wszystkiego co najważniejsze, a potem zmieszczenie tego wszystkiego do torby, by nie przypominała wielkiej walizy na 2-tygodniowe wakacje, to drugie :) 

Początkowo spakowałam siebie do średniej walizki, a Olę do podręcznej torby, a gdzie tu jeszcze picie, przekąski, dokumenty, aparat, telefon, itd., itp.? Trochę jednak to przeorganizowałam i siebie oraz Olę zmieściłam do średniej walizki, a do torby podręcznej spakuję niezbędne rzeczy do porodu.

Stwierdziłam, że nie ma sensu brać kilku opakowań podkładów, czy całej paczki pampersów i wkładek laktacyjnych. Tak samo wzięłam tylko niezbędne ubranka i inne rzeczy. Reszta na bieżąco, codziennie będzie dowożona przez męża lub rodziców.

Torba podręczna: 
- Crocsy posłużą zarówno jako buty do chodzenia po szpitalu, jak i pod prysznic 
- Koszula do porodu
- Pomadka do ust
- Duży ciemny ręcznik + 3 pieluszki tetrowe dla Oli do porodu. Tuż po porodzie w naszym szpitalu dziecko osuszane jest pieluszkami, następnie przykrywane ciepłym ręcznikiem i tak mama z dzieckiem na piersi ma swoje „2h” :)
- Ręcznik w razie czego do powycierania się po wyjściu spod prysznica lub z wanny
- Teczka z dokumentami i badaniami 
- Portfel 
- Telefon + ładowarka 
- Aparat 
- Picie + przekąski 
- Notes + długopis
- Puste woreczki mogą przydać się na brudne rzeczy, co by mąż miał w czym to zabrać lub inne śmietki :)

Średnia walizka: 
- Koszula po porodzie 1szt. 
- Skarpetki 2 pary: grube i cienkie 
- Podkłady poporodowe 1 op. Bella Mamma 
- Podkłady na łóżko 90x60 2 szt. 
- Wkładki laktacyjne 6szt. Biorę niewiele, bo tak na dobrą sprawę nie wiadomo jak będzie z pokarmem, czy pojawi się od razu, czy nie, więc mogą być potrzebne albo wcale się nie przydać. 
- Stanik do karmienia 1szt. Zakupiłam jeden na próbę z Canpol Babies, cały mięciutki, bez fiszbin. W droższe i lepsze zainwestuję po porodzie, jeśli będzie taka konieczność. 
- Herbatka na laktację Bocianek 8 szt. 
Maść na brodawki 4 próbki lanoliny Lansinoh. Miałam kupować maść Purelan, ale dostałam próbki na Warsztatach i dodatkowo koleżanka ze szpitala ma mi jeszcze kilka próbek załatwić, więc nie było sensu kupować. Może być też tak, że wcale się nie przydadzą.
- Nakładki na piersi miałam kupić dopiero w razie potrzeby ale dostałam 2 rodzaje, więc wezmę od razu, bo dużo miejsca nie zajmują.
- Majtki siateczkowe 1op. BabyOno 
- Ręcznik + ręczniki jednorazowe Rossmann
- Kosmetyczka (żel do ciała, żel do twarzy, krem do twarzy, balsam do ciała, żel do higieny intymnej, szampon, pasta + szczoteczka, szczotka do włosów, gumki) 

- 4 zestawy ubranek body + pajac + czapeczka + skarpetki 
- Pampersy Premium Care 12 szt. 
- Chusteczki nawilżane HiPP 1 op. 
- Alantan 
- Duże waciki 1op.
- Gaziki jałowe 
- NaCl 
- Octenisept 
- Rożek 
- Pieluszka bambusowa, tetrowa 2szt. i flanelowa 1szt.
- Ręcznik do kąpieli 
- Smoczek 

Laktator czeka na mnie w szpitalu, koleżanka ma mi pożyczyć. Tantum Rosa na razie nie kupuję, bo nie wiem czy urodzę SN, czy CC, tak więc w razie potrzeby kupi się na bieżąco. 
Ubranko na wyjście oraz fotelik ze śpiworkiem przywiezie mąż do szpitala w dniu naszego wypisu do domu.

I to by było na tyle. Czy może coś pominęłam? :)

czwartek, 15 stycznia 2015

9 miesiąc - ostatnia prosta... :)



Nigdy nie sądziłam, że właśnie tak to wszystko się potoczy...

Już kilka lat wstecz wiedziałam, że pojawią się problemy z zajściem w ciążę, ale nie spodziewałam się, że aż takie... Nie sądziłam, że nasze starania przedłużą się w czasie, że jednak potrzebna będzie operacja i leki... Tym bardziej nie spodziewałam się, że po operacji uda nam się za pierwszym razem... Byłam przygotowana na kolejne miesiące starań, a tymczasem życie nas bardzo mile zaskoczyło. Sama już nie wiem czy to dzięki operacji, czy dzięki modlitwie, a może zmiana nastawienia na "co ma być to będzie, zrobiłam już wszystko co mogłam, teraz pozostaje tylko żyć i cieszyć się życiem"? Nie ważne, najważniejsze, że się udało! :)

Pierwsze dni, tygodnie były pełne strachu i niedowierzania. Obawiałam się problemów, komplikacji, poronienia, a tymczasem zostałam ponownie mile zaskoczona. Ciąża przebiega niemalże idealnie, wyniki badań są bardzo dobre, Maleństwo zdrowo rośnie i pięknie się rozwija... Czego chcieć więcej? Moje samopoczucie przez całą ciążę również jest rewelacyjne, pomijając kilka upierdliwych dolegliwości, ale któż by sobie nimi głowę zawracał? Do tej pory jestem na chodzie, mobilna, brzusio mi nie ciąży, co mnie niezmiernie cieszy :) Chyba lepszej ciąży i lepszych póki co 8 miesięcy wymarzyć sobie nie mogłam... Mimo, że wczoraj dopadły mnie gorsze chwile, złe samopoczucie i jakieś dziwne lęki, mam nadzieję, że to po prostu jednorazowy spadek formy, a nie zwiastun 9 miesiąca, podobno jednego z najcięższych, jak to wiele kobiet twierdzi. I tak zadaję sobie czasem pytanie, czy to może rekompensata za te nieudane miesiące starań? Ale czy to teraz ważne...?

Najważniejsze jest tu i teraz. I choć wiem, że różnie jeszcze może być, bo w życiu niczego nie można być pewnym do końca... dziękuję Bogu z całego serca, że pozwolił mi dojść właśnie do tego momentu, w którym znajduję się teraz, że pozwolił mi przeżywać te wszystkie chwile napięcia, strachu, a potem niesamowitej, przeogromnej radości i szczęścia, które dostarcza mi rozwijająca się we mnie, nasza wyczekiwana, upragniona Córeczka :)

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Poród

Mój poród śnił mi się kilkakrotnie. Jednego razu śniło mi się, że przebiegł bez najmniejszych komplikacji, nie było nacięcia, nie było pęknięcia, nie było szycia, a Mała od razu pięknie zaczęła płakać. Drugim razem z kolei śniła mi się sala operacyjna, ja na stole już znieczulona, wokół żartujący personel, a po chwili płacz, cudowny płacz mojego Dziecka...

Z jednej strony ciekawa jestem jak będzie wyglądał mój poród. Nie boję się samego porodu. Boję się komplikacji. Boję się VE (vacum), na które raczej zgody nie podpiszę, już wolę, żeby zrobili mi w takim przypadku CC. Boję się, że dziecko nie wstawi się prawidłowo w kanał rodny i przedłużający, ciężki poród i tak zakończy się CC. Boję się, że dziecko może owinąć się pępowiną, co się wiążę ze spadkami tętna, z niedotlenieniem. Boję się wielu innych komplikacji, których niestety nie jestem w stanie przewidzieć, ani nie mam za bardzo na nie wpływu...

Chciałabym urodzić zdrowe dzieciątko, naturalnie i najlepiej bez znieczulenia, żeby nie musieli grzebać mi w tym moim biednym kręgosłupie... Ciekawa jestem, jak to będzie? :)

Pozostało mi jedynie myśleć pozytywnie. Tego właśnie się trzymam. Wyobrażam sobie mój poród jako trud, pot i łzy, ale mimo wszystko też i uśmiech na twarzy... Nie wiem czemu, ale takie pozytywne nastawienie jakoś mi pomaga, wówczas czuję się lepiej i wierzę, że wszystko pójdzie dobrze. Mam nadzieję, że trafię na jakąś dobrą koleżankę, która właściwie się mną zajmie i wspólnymi siłami, bez większych komplikacji uda nam się urodzić naszą małą Dziewczynkę :)

sobota, 10 stycznia 2015

Czas ruszyć naprzód :)

Ciężki wczoraj dzień był. Dużo spraw do załatwienia i ogarnięcia, ale na szczęście udało się ze wszystkim :)
Na dzień dobry pojechaliśmy do USC zameldować się już na nowym mieszkanku. Okazało się, że jestem pierwszą osobą z naszego bloku, która się zameldowała. Mój mąż jest drugi :)
Następnie odwiedziliśmy nasze mieszkanie. Mąż z tatem odbierali przywiezione ze sklepów rzeczy, a ja z mamą pojechałam na miasto. A! Przy okazji poznaliśmy nowych sąsiadów z mieszkania obok i od razu przeszliśmy na "TY" :) Dogadaliśmy się odnośnie położenia płytek w komórkach lokatorskich, aby były takie same w całym pomieszczeniu (jest to jedno pomieszczenie, w którym znajdują się nasze dwie komórki).
Zawiozłam zwolnienie do szpitala. Zmieniłam w dokumentach adres zameldowania i zamieszkania oraz Urząd Skarbowy w którym będę się teraz rozliczać. Popytałam o wnioski o urlop macierzyński oraz ubezpieczenie PZU z racji urodzenia dziecka. Przed porodem muszę przygotować sobie wszystkie potrzebne dokumenty i wnioski do wypełnienia, żeby potem nie zawracać sobie tym głowy. Mąż już resztę pozałatwia. Przy okazji też udało mi się zapisać na KTG przed wizytą u Profesora, w przyszpitalnej przychodni :)

Od poniedziałku ruszamy z remontem. Na pierwszy rzut idzie łazienka. Następnie malowanie ścian i kładzenie paneli. Potem to już zostanie nam zwożenie rzeczy i czekanie na zamontowanie kuchni oraz drzwi, no i prawdopodobnie końcem lutego będziemy już na swoim, o ile nic nam w tym nie przeszkodzi :)

czwartek, 8 stycznia 2015

Powizytowo...

Za nami kolejna wizyta u mojego ulubionego Profesora :)

Wyniki idealne! Mocz jak zwykle czysty, bez zarzutów, a i hemoglobina się poprawiła i z 11,7 skoczyła do 12,7. Babcine buraczki i maminy barszczyk na Świętach pomogły, nie ma co :)

Ja mam się dobrze, szyjka macicy już też jest w porządku, więc profesor postanowił odstawić Luteinę. Jednak zostało mi jeszcze troszkę tabletek, więc dokończę, żeby nie zostawiać ich. Niunia tak samo ma się dobrze... tak więc jestem bardzo zadowolona. Następna wizyta za dwa tygodnie + KTG :)

Palce u lewej ręki drętwieją nadal, ale niestety nic na to nie poradzimy, Malutka uciska na kręgosłup, gdzie dodatkowo jest przepuklina... Miejmy nadzieję, że po porodzie wszystko wróci do normy. 

Miałam zacząć chodzić na rehabilitację, wzmocnić ten nieszczęsny kręgosłup przed porodem, ale niestety tak mi brzuch twardnieje momentami, że wolę nie ryzykować. Chcę donosić bezpiecznie moje Dzieciątko, mimo tego, że jakby teraz się urodziło, to poradziłoby sobie bez większych problemów. Całe szczęście już od dłuższego czasu nie narzekam na ból kręgosłupa (wcześniejszy ból spowodowany był najwidoczniej przeziębieniem i osłabieniem), więc jakoś sobie poradzę, nie mam wyjścia... Już mnie koleżanka z bloku porodowego zapewniła, że mnie dopieści, fajnie byłoby na nią trafić ;)

Poza tym czuję się bardzo dobrze, nic dodać, nić ująć. O! :)

Jutro zaczynamy 35 tydzień ciąży, a za tydzień będziemy kończyć 8 miesiąc :)

środa, 7 stycznia 2015

Dużo się u nas dzieje :)

Sprawy związane z narodzinami dziecka oraz urządzaniem mieszkania zajmują cały nasz wolny czas.
Nie mogę doczekać się, jak pod koniec stycznia wejdę do mieszkania, a tam będą już położone panele, ściany będą pomalowane, łazienka pięknie zrobiona... 

Będzie można na spokojnie składać łóżeczko oraz meble w pokoju dziecka. Będzie można przywieźć już stół z krzesłami, stolik pod TV, telewizor, łóżka :) 

Potem zostanie nam już tylko czekanie na kuchnię i międzyczasie pakowanie oraz przewożenie rzeczy z jednego mieszkania do drugiego... Między czasie zapewne też rozpakuje się nasz najpiękniejszy i wymarzony prezencik :)

Piękne chwile przed nami, ale niewątpliwie też czasochłonne i wymagające dużo pracy oraz wysiłku... Całe szczęście, że od jutra będą już z nami rodzice i we wszystkim nam pomogą. 

Tak sobie siedzę i myślę i marzę, że zwieńczeniem tego wszystkiego będzie wspólny, spokojny wieczór z gorącą herbatą w ręku, we własnym mieszkanku, pośród najbliższych sercu osób... a nieopodal za ścianą, w głębokim i spokojnym śnie będzie pogrążona nasza ukochana Córeczka :)

sobota, 3 stycznia 2015

Syndrom wicia gniazda...

Włączył mi się dzisiaj dobitnie syndrom wicia gniazda.  Tak czekałam i czekałam i zwlekałam z tym wszystkim, aż dziś w końcu mnie dopadło. Nie chciałam się za to brać za wcześnie, ponieważ miałam nadzieję, że może jednak zrobię to już na nowym mieszkanku. Niestety raczej przyjdzie nam przez pierwsze dni pomieszkać z Małą w wynajmowanym mieszkaniu, bo choć wszystko w nowym będzie już gotowe, to niestety na kuchnię musimy czekać do połowy/końca lutego... a bez zamontowanej kuchni wiadomo, że się nie wprowadzimy. Mimo wszystko pokój będzie czekał już gotowy razem z łóżeczkiem i złożonymi mebelkami :)

Przez mieszkanie przeszło tornado! Na szczęście sytuacja została opanowana :) Wszystkie rzeczy które dostawałam i kupowałam, pakowałam do pudełek, gdy jedno się zapełniało, w ruch szło następne. Dziś wszystko powyciągałam, posegregowałam, co będzie potrzebne na już i teraz, a co na troszkę później. Pudełka są po podpisywane, więc tuż po porodzie wyciągnie się to co niezbędne i ulokuje na właściwym miejscu :)

Oprócz tego zrobiłam porządek w szafkach ze swoimi ubraniami. Te w których nie będę chodzić w najbliższym czasie po porodzie spakowałam do pudełek, dzięki czemu zwolniło się trochę miejsca, na małe ciuszki :) Wzięłam się więc za prasowanie oraz układanie ich. Jak nie przepadam za prasowaniem, tak te wszystkie małe cudeńka mogłabym prasować i składać cały dzień... :)

Przy okazji prasowania, przygotowałam również ubranka do szpitala. Nie bardzo wiedziałam na jakie się zdecydować, więc wzięłam pewnie trochę za dużo. Zrobiłam dwa zestawy (jeden z ciut mniejszymi, drugi z ciut większymi ubrankami) i popakowałam w woreczki, żeby mąż w razie czego nie przewrócił mi torby do góry nogami w poszukiwaniu ciuszków dla Małej, gdy będzie trzeba Ją ubrać tuż po porodzie :) 

Zmieściłam się w małą walizkę i małą torbę podręczną, może mnie nie wywalą ze szpitala z takim załadunkiem :D

Tak więc rzec mogę, że wszystko już gotowe na przyjście na świat małego Człowieczka :) Już coraz bliżej godziny zero... i brzuch coraz bardziej twardnieje i tak jakby jakieś skurcze się pojawiają? Ale to jeszcze nie pora na rozpakowanie... Już tak niewiele nam zostało, byle tylko wytrzymać do 30 stycznia... a potem niech się dzieje wola nieba. Amen! :)

czwartek, 1 stycznia 2015

Sylwestrowo! :)

Zanim pojawiliśmy się na domówce u znajomych, myślałam, że będzie oprócz nas raptem 3 pary. Jakież było moje zaskoczenie, gdy zobaczyłam mnóstwo nowych twarzy! Wszyscy pięknie wystrojeni, panowie eleganccy, a ja jedna, jedyna z wystającym brzucholcem :)
Nikomu to jednak nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie, każdy najpierw się dziwił i był w szoku, że to już połowa 8 miesiąca, a potem troszczył się i dopytywał, czy wszystko ok, czy dobrze się czuję, czy nie przeszkadza mi to, czy tamto... oznajmili, że w pokoju obok jest łóżko, jak będę zmęczona, mogę się położyć... Tymczasem to nie ja pierwsza padłam :P
Dziewczyny bardzo się napracowały, było mnóstwo jedzenia: 3 dania na ciepło, ciepłe przekąski, zimne płyty, sałatki, słodkości... Mój mąż z podziwu nie potrafił wyjść, ciągle powtarzał, że uczta jak na wesele... :) 
W dużym przedpokoju migały światła, towarzystwo roztańczone, a ja? Nogi mi tylko pod stołem skakały... w końcu nie wytrzymałam i pomyślałam, a co tam... I poszłam w tany ze wszystkimi!
O 24:00 zaliczyliśmy Stadion Narodowy i fajerwerki, a następnie wróciliśmy na domówkę, by dalej ucztować :) Tym razem już nie tańcowałam. Towarzystwo troszkę popiło, nie chciałam gdzieś przypadkiem dostać z łokcia... Poza tym już i tak dostarczyłam mojej Córce tyle emocji jak na jeden raz i prawie sam koniec Jej bytowania w moim brzuchu, że potem tylko czas spędzałam na odpoczynku i rozmowach :)
Na mieszkanie wróciliśmy po 3:00. Było super, wybawiłam się świetnie i cudownie spędziłam ten czas! Mojemu mężowi również bardzo się podobało... jesteśmy bardzo zadowoleni :)

Malutka fika od rana w brzuszku i słodko się rozciąga, więc chyba nie było tak źle? :) Dziś odpoczywamy brzuszkami do góry, wieczorem jedynie przespacerujemy się do kościółka :)

A jutro zaczynamy 34 tydzień ciąży! :)