sobota, 17 października 2015

Rotawirus i kryzys...

Dopadł nas rotawirus. Nie wiem skąd, nie wiem jak... ponoć wisi w powietrzu. Przechorowaliśmy wszyscy w domu, bez wyjątku. Jedni lżej inni gorzej. Nie oszczędził absolutnie nikogo. Zaczęło się od Oli, następnego dnia poszłam do odstrzału ja, potem mąż, mama i na końcu tato, ale... wszystkim przeszło, a ja dalej biegałam do kibelka. 

Na szczęście Ola przeszła go najłagodniej. Nie wiem czy to z powodu szczepionki, ale bardzo się cieszę. Przez cały ten czas chętnie jadła, była radosna, zachowywała się jak zawsze, tylko luźne kupki ją męczyły przez kilka dni. Na szczęście z dnia, na dzień ich ilość malała. 

Ja jako matka karmiąca niewiele brać mogłam... jedynie pić, pić i jeszcze raz pić, przez co u mnie to najdłużej trwało, ale na szczęście jakoś dałam radę. Nawet udało mi się schudnąć 2kg :)

Niestety podczas choroby dopadł nas kryzys. Kryzys laktacyjny. Przez pierwsze dni niewiele mogłam jeść i mimo, że starałam się dużo pić, odbiło się to na niewielkiej produkcji mleka. Przystawiałam Olę bardzo często, żeby jakoś pobudzić tą laktację, w pewnym momencie nawet na siłę jadłam, żeby choć trochę pożywienia dostarczyć, w ruch poszedł laktator elektryczny, którego już baaardzo dawno nie używałam i metoda 7-5-3. Przypomniały mi się początki naszej drogi mlecznej i walka o każdą kropelkę mleka... 

Ola nie bardzo chciała współpracować. Przystawiana do piersi bardzo się denerwowała ponieważ od razu nie chciało lecieć, przez co mnie gryzła. W pewnym momencie byłam jednym, wielkim kłębkiem nerwów, który tym bardziej nie sprzyjał laktacji. Poleciały nawet łzy... no bo jak to? W tak głupi sposób, przez głupią chorobę ma się to zakończyć? Jednak nie dałam za wygraną, zaciskałam zęby, przystawiałam Olę mimo jej złości, do upartego, bardzo często. Piłam dużo herbatek laktacyjnych, Femaltiker, starałam się regularnie i pożywnie jeść... i udało się :)

Pokonałyśmy ten kryzys. Cieszę się niesamowicie i odetchnęłam z ulgą, bo właśnie w tych gorszych chwilach uświadomiłam sobie, że absolutnie nie jestem gotowa na to, by odstawić Olę od piersi. Zbyt wiele przyjemności sprawia mi jej karmienie od samego początku, nie licząc pierwszych 4 dni. I mimo, że Oli czasem obojętne, czy pije z butli, czy z piersi, nie chciałabym jeszcze kończyć naszej wspólnej mlecznej przygody :)

28 komentarzy:

  1. Nas dopadła jelitowka. Jedynie mąż sie uchowal.

    Byliśmy w figloraju,a tam.wiadomo.


    Mnie karmienie nie sprawiało przyjemnosci. Były to chwile okupione moim i.dziecka stresem.

    Dlatego ja znów cieszę sie ze od początku jestesmy na butelce. Spokój zapanował w domu.

    Hebamme

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy wybiera to co musi. U nas na szczęście nie było z tym problemu i bardzo z tego powodu się cieszę. Jednak gdyby się nie udało i musiałabym przejść na butelkę, nie rozpaczałabym na początku... teraz, kiedy już tak się w to wkręciłam, rozpaczałabym bardzo!

      Usuń
  2. Ojejku! Zdrówka! Wiem jak rotawirus potrafi wykończyć. Dobrze, że Oli nie wymęczył tak jak Ciebie. Uściski

    OdpowiedzUsuń
  3. Zdrówka;* Oby już żadne wirusy Was nie dopadały.

    Uściski

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj Kasiu, dobrze wiem, co to znaczy kryzys laktacyjny :/
    Przechodziłam to w szpitalu z Melą, jak miała 11 tygodni.
    Stres, stabilizacja laktacji i słabe żarcie :/ To ostatnie podobno nie ma większego wpływu na laktację, ale ja jakoś widziałam związek.
    Też walczyłam, były łzy, przystawianie non stop, nawet budzik włączałam żeby karmić ją w nocy, Femaltiker, woda (też podobno bez wpływu) i gorące prysznice (bez laktatora, bo Mela ssała non stop) i poszło. Ale co się na stresowałam i naryczałam to moje.

    Na ten moment nie wyobrażam sobie odstawienia.
    Będę Ją karmić forever! :)

    Gratuluję, poradziłaś sobie super :)

    Pozdrowienia dla Was.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Guzik prawda... uważam, że dobre, treściwe i pełno wartościowe, a nawet dodałabym, że nawet trochę bardziej tłuste jedzenie ma ogromne znaczenie w laktacji... tak samo jak picie. No chyba, że na innych to nie działa, ale w moim przypadku to się sprawdza :)

      Usuń
    2. Pewnie że działa. Wystarczy pojsc na wesele gdzie co chwile gorące danie szczególnie to widać przy początku laktacji piersi są pełniuteńkie. I dużo pić u mnie to ma związek.

      Usuń
  5. Super, że się udało pokonać kryzys :) zdrówka dla wszystkich :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Współczuje dobrze, ze już przeszło! Trzymajcie się.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ostatnio wszystkich dopada jelitówka... hmmm
    Fajnie, ze udało się z karmieniem. :) Dla mnie kp nie było przyjemnoscią.

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj współczuję. Przechodziłam przez to parę miesięcy temu. Wiking miał wtedy niecałe 3 miesiące, mnie dopadło nagle w nocy, Franek poszedł potem do pracy, a ja od rana byłam ledwo żywa. Nie mogłam nawet podnieść dziecka, bo bałam się, że zemdleję i przewrócę się razem z nim. Nie wiedziałam co robić, czy uspokajać płaczącego malucha, czy iść do kuchni po wodę, żeby uzupełniać płyny. Ech, trudny to był czas. Ale tak bardzo się cieszę, że Wiking się nie zaraził! Myślę, że też mogła to być zasługa szczepionki, choć nawet jeśli nie, to i tak nie żałuję pieniędzy wydanych na to szczepienie :)

    Ale o dziwo nie miałam wtedy tego problemu z karmieniem.
    Dobrze, ze przezwyciężyłyście ten kryzys. U nas jest tak, ze Wikingowi też czasami wszystko jedno, czy pije z piersi czy z butelki jeśli chodzi o samo jedzenie, ale są sytuacje, kiedy zdecydowanie domaga się piersi albo tego, żeby podać im butelkę :) Coraz mniej już karmimy piersią, bo po prostu Wiking ewidentnie jest coraz bardziej spragniony "normalnego" jedzenia, ale jednak ciągle jeszcze w miarę regularnie. Plan mam taki, żeby jeszcze do końca tego roku karmić, a potem się zobaczy, choć nie przewiduję karmić Wikusia do jego ełnoletności :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby ten wirus dopadł nas, gdy Ola miała niecałe 3 miesiące podejrzewam, że problemu z karmieniem też bym nie miała, bo mleka miałam całe mnóstwo wówczas i piersi cały czas pełne... Obecnie, już od dłuższego czasu moja laktacja jest tak unormowana, że piersi nie są już tak pełne (nie pamiętam kiedy używałam wkładki laktacyjne) i np. ciężko jest mi ściągać zapasy (więc tego nie robię), ale na co dzień dla Oli wystarcza mleczka na 5-6 karmień... :)

      Usuń
    2. Mam dokładnie to samo, od sierpnia nie pamiętam co to uczucie pełnych piersi. Przez moment stresowałam się nawet, że Olkowi mleka będzie brakować - ale jest ok, szczególnie że zaczął się w nocy budzić na jedzenie, więc sam mi tę laktację trochę rozbujał jeszcze - chociaż i tak spija wszystko na bieżąco więc o zapasach nie ma mowy ;)

      Dobrze że wyszliście zwycięsko z choroby!

      Usuń
    3. Kiedy pisałam ten komentarz, miałam w głowie dokładnie:
      "Ale o dziwo nie miałam wtedy tego problemu z karmieniem. Może to dlatego, że to było w trzecim miesiącu życia dziecka?"
      Często jest tak, ze najpierw układam sobie komentarz w głowie (bo nie od razu mogę skomentować) a potem go zapisuję, ale wtedy może się zdarzyć, że istotna częśc mi umknie.
      W każdym razie zgadzam się, że to raczej miało znaczenie.

      Ale pamiętam, ze to właśnie w tamtym czasie przypadło u mnie uregulowanie się laktacji w ten sposób, że piersi już nie były pełne (pamiętam dokładnie, bo mniej więcej tydzień wcześniej się zastanawiałam, czy to chwilowe, czy właśnie już produkcja dopasowała się do dziecka). Właśnie od początku kwietnia już nie miałam uczucia ciężkich i pełnych piersi.
      W moim wypadku od początku wkładki laktacyjne nie były potrzebne (może czasami w nocy choć wtedy to raczej mi przeszkadzały) i nie odciągałam jakichś bardzo dużych ilości pokarmu, bo moje piersi średnio współpracowały z laktatorem :) Ogólnie to wydaje mi się, że moja powierzchnia magazynowa nie jest zbyt duża ;)
      Ale najważniejsze, że mimo wszystko jakoś sobie radziliśmy i radzimy. Nawet udaje mi się trochę odciągać, żeby móc potem na moim mleku kaszę jaglaną np. ugotować, choć to już jest coraz bardziej uciążliwe. U nas tych karmień jest chyba trochę mniej, ale przyznam, że choć wiele razy próbowałam, to nie umiem się zupełnie doliczyć ile :) Bo są dni, kiedy Wiking domaga się piersi kilka razy w ciągu dnia, a są takie, że wcale nie ma ochoty na takie jedzenie i bardziej go pociąga np. piętka suchego chleba :)

      Usuń
  9. Najważniejsze, że pokonałyście kryzys dziewczyny :)

    OdpowiedzUsuń
  10. oj rotawirus to chyba nic przyjemnego. Sama go nie miałam nigdy, ale z tego co słyszałam potrafi nieźle wymęczyć. Dobrze, że już u Was lepiej! :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Dużo zdrówka dla Was i dobrze, że tak łatwo się nie poddałaś

    OdpowiedzUsuń
  12. Życzę wam dużo zdrówka i jeszcze więcej mleczka :))

    OdpowiedzUsuń
  13. Oj to się namęczyłyście dziewczyny :) dobrze że kryzys już zażegnany :)
    U mnie też z tym karmieniem to bywa różnie. Coraz bardziej czuję że karmienie naturalne zbliża się ku końcowi.. troszkę szkoda. To jest piękny czas i cieszę się, że udało mi się karmić naturalnie przez tak długi czas.

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja bardzo boję się rotawirusa, ponieważ będąc w ciąży może i straszne teoretycznie nie zagraża dziecku, ale jeżeli ja bym się odwodniła to jest to wielkie niebezpieczeństwo. Dobrze, że u Was szybko minęło, a mała przebyła chorobę lekko. Współczuje ogromnie, ponieważ w marcu br. chorowałam strasznie, cierpiałam jak nigdy, nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Och nawet nie chcę myśleć i wspominać.
    No a jeżeli chodzi o to gdzie ten wirus jest to i owszem podobno w powietrzu, strach się bać.
    Trzymajcie się i życzę zdrówka.
    Pozdrawiam
    matkapolka89

    OdpowiedzUsuń
  15. Hey,
    nominowałam Cię u siebie na blogu do "Liebster Blog Award 2015", wszystkie pytania masz u mnie -> www.jasiowyswiat.blogspot.com ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Dobrze ze juz wracacie do zdrowia :)
    Zazdroszcze karmienia piersia, u mnie stres wlasnie wszystko zakonczyl. Dobrze ze to przetrwalas :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Strasznie Wam współczuję, bo rotawirus to jest straszne paskudztwo i oby trzymał się już od Was jak najdalej! My również Frania zaszczepiliśmy i bardzo sobie tą szczepionkę chwalimy, bo była sytuacja, że nas prawie wszystkich rotawirus zwalił z nóg, a Franio nic.

    OdpowiedzUsuń
  18. Dzielna jesteś! Obie jesteście bardzo dzielne. Cieszę się, że wszystko wraca do normy. Dużo zdrowia!

    OdpowiedzUsuń
  19. Karmienie piersią dziecka jest fantastyczne. Ja karmiłam 6 tygodni później okazało się, że córka jest alergiczką i bedzie musiała być na mleku z puszki przepisywanego na recepte.
    Na pobudzenie mleka dobra jest bawarka czyli herbata z mlekiem. :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  20. Gdyby u mnie sprawdziło się to, że przy małej ilości posiłków i płynów hamuje się laktacja, to już dawno byłabym z Małą na butli i MM. Czyli każdy organizm inny ;)

    Ale też mam podobnie, że odkąd ustabilizowała się laktacja, pory i ilość karmień, to mleka mam dokładnie tyle, ile potrzebuje Ala na dzień i ani kropelki więcej, więc o odciąganiu na zapas to już dawno nie ma mowy. Musiałabym chyba cały dzień zbierać "zlewki" po każdym karmieniu, by uzbierać choć porcyjkę ;)

    Na szczęście kryzys u Was już zażegnany! To Super! :)
    Jak ma się tyle przyjemności z karmienia piersią to tylko karmić, karmić, karmić ile się da i oby udało Wam się tak długo, jak tego oboje będziecie chciały :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Zdrówka życzę ;) mnie dopadła ostatnio grypa w 37 tygodniu ciąży i był to istny koszmar głównie dlatego, że żadnych leków brać nie wolno...

    OdpowiedzUsuń
  22. Najważniejsze, że wirus pokonany i że nadal karmisz piersią. To rzeczywiście ważne.
    Ładne zdjęcie. Naprawdę ładne!
    Nie obraź się, bo nie chcę Cię obrazić, tylko tak mi przysło do głowy, że powiem Ci, że nie widać po Tobie, że masz takie grube nogi :) Śliczna sukienka, ale byłoby CI ładniej w dłuższej, która zakryłaby nieco ten mankament urody.

    Malwina (czytelinczka od jakiegoś czasu)

    OdpowiedzUsuń