piątek, 27 lutego 2015

Historia naszego porodu :)

Na salę porodową trafiłam 22 lutego o godzinie 6:00, ale zniam do tego doszło...
W sobotę 21 lutego zostałam przyjęta na Oddział Patologii Ciąży celem indukcji porodu. Jakaż była moja rozpacz, gdy dowiedziałam się, że niestety w sobotę już nic nie zrobią, decyzja co dalej zostanie podjęta w niedzielę. Byłam niesamowicie zła, bo nie miałam ochoty spędzić weekendu w szpitalu i lampić w cztery ściany. Zostałam zbadana, okazało się że mam 1cm rozwarcia i szyjkę na 3cm. Miałam mieć również zrobione USG, ale w ostateczności lekarz nie zdążył (za co po porodzie Bogu dziękowałam, bo gdybym miała w świadomości, że moje dziecko waży 4kg, zmieniłoby się moje nastawienie pewnie o 180 stopni, byłby lament, że nie dam rady,  że jednak wolę CC, itd.)

Tak więc leżałam, patrzyłam w sufit, nawet czytać mi się nie chciało... odwiedziłam koleżanki na oddziale, poplotkowałam, cała w emocjach w końcu poszłam się wykąpać i położyłam się spać. Koło 24:00 zaczęłam odczuwać skurcze co 3-5-7 minut, które nie dały mi już spać. Chodziłam, kręciłam biodrami, brałam ciepły prusznic i tak dotrwałam całą noc w pokoju, aż o 5:00 przyszła położna podłączyć KTG. Po KTG zostałam zbadana, okazało się, że mam rozwarcie na 2-3 palce i zostałam przeniesiona na Blok Porodowy.

Dziewczyny powitały mnie uśmiechami i miło się mną zajęły. Podczas gdy zażywałam cieplutkiej kąpieli w wannie z jacuzzi i wdychałam gaz rozweselający, poczułam błogi spokój i rozluźnienie. Wówczas przyszła nowa zmiana i okazało się, że moją salę przejęła moja dobra koleżanka, która powitała mnie słowami "Kasia, rodzimy razem! :)".

Po cieplutkiej kąpieli przyszła pora na piłkę, ponieważ musiałam mieć wykonane KTG. Tak więc robiłam kółeczka piłeczką, wsłuchiwałam się w serduszko Oli i wdychałam gaz przy każdym kolejnym skurczu, aż wybiła 9:40, zostałam zbadana i okazało się, że mam 5-6cm rozwarcia. Dowiedziałam się również, że dobrze by było, gdyby pęcherz pękł, ale póki co przebijać go nie będą, bo to za szybko... długo jednak nie musiałam czekać... O 9:50 podczas ćwiczeń przy drabinkach, poczułam przyjemne ciepło... i wtedy zaczął się hardcore! O 10:00 przyjechał mąż, a moje skurcze znacznie się wzmocniły. Ból pomagała mi uśmierzać piłka, momentami myślałam, że ją wgniotę w ziemię. Już wtedy tak bardzo wesoło mi nie było, ale mimo wszystko starałam się uśmiechać i żartować. Ok. godziny 12:00 zostałam ponownie zbadana (byłam pewna, że może już chociaż z 8cm będę miała, bo ból był okropny), a tu jedynie 6cm! Olaboga! krzyknęłam i poprosiłam o znieczulenie. O 12:30 przyszedł anestezjolog, zaaplikował znieczulenie podpajęczynówkowe i od razu ponownie poczułam się błogo, nagle wszystko przestało boleć, nic nie czułam... :)

Po godzinie okazało się, że mam już 10cm rozwarcia, zaczęłam odczuwać napieranie główki na krocze... wówczas uświadomiłam sobie, że dzielą mnie już minuty od spotkania z moją Olą. Koleżanka spokojnie instruowała mnie co mam robić, dopingowała, mąż trzymał za rękę i bardzo wspierał... i po kilku skurczach partych (na szczęście obeszło się bez nacięcia), o godzinie 13:54 urodziła się Ola. Od razu wyciągnęłam do Niej ręce, by wtulić Ją w swoje ramiona. Była taka cieplutka, taka bezbronna, taka moja, taka ukochana i wymarzona :) Gdybym mogła, zatrzymałabym tą chwilę i rozkoszowała się nią jak nadłużej! :)

Mój poród wspominam cudownie. Ola zrobiła mi ogromną niespodziankę, że postanowiła jednak sama przyjść na ten świat, bez żadnych wspomagaczy. Długo kazała na siebie czekać, ale warto było :) Bolało, nie powiem, że nie... ale od początku byłam mega pozytywnie nastawiona, nie dopuszczałam do siebie myśli, że coś może pójść nie tak. Miałam ogromne wsparcie ze strony męża, który bardzo pozytywnie mnie zaskoczył... i w koleżance, która bardzo mnie dopingowała, a jej słowa "Jesteś niesamowita, cudnie rodziłaś!" sprawiły, że naprawdę jestem z siebie dumna, czuję sie 100-tu procentową kobietą :)

wtorek, 24 lutego 2015

Słodkości moje :)

Wychodzimy dziś do domku...
Nie ukrywam,  że mimo wiedzy na temat pielęgnacji i postępowania z noworodkiem, boję się jak cholera!
Przyjdzie nam zmierzyć się z nową rzeczywistością... wiem, że nie będzie łatwo ale wierzę, że sobie poradzimy :)

poniedziałek, 23 lutego 2015

Wymarzona...

... moja najdroższa Córeczka!  :)
Już na końcówce ciąży powtarzałam, że fajnie by było,  gdyby Ola urodziła się 15 lub 22 lutego.
Minął 15, a ja straciłam na to wszelkie nadzieje.
W sobote, gdy zostałam przyjęta na Oddział Patologii Ciąży nie sądziłam,  że wszystko samo, tak pięknie się potoczy.
Moja Córeczka sama wybrała sobie dzień,  w którym chce przyjść na świat i uznała że nikt, ani nic nie będzie Jej do tego zmuszać.

I stało się.  Zostałam Mamą!  Najszczęśliwszą na świecie!  :)
Oleńka urodziła się przez poród siłami natury, 22 lutego, o godzinie 13:54.
Tuż po porodzie ważyła 4070g i miała 57cm długości.

Warto było czekać na Nią tak długo :)
Jest urocza... napatrzeć się na Nią nie mogę.
Uwielbiam Jej dziecięcy zapach i wspaniałą czuprynkę na główce :)
Kocham Ja całym moim sercem od pierwszej sekundy, gdy tylko się pojawiła!

Moja mała Kruszynka :)

niedziela, 22 lutego 2015

Czyżby jednak 22.02.2015?

Spieszę donieść prosto z wanny pełnej wody i bulgotek, iż od 6:00 jesteśmy na porodówce.
Skurcze same rozkręciły się w nocy i póki co nie trzeba było żadnych wspomagaczy.
Niech moc będzie z Nami! :) :) :)

piątek, 20 lutego 2015

9 miesięcy stwarzania świata :)

Chyba najwyższy czas na podsumowanie... w końcu 41 tydzień ciąży do czegoś zobowiązuje... :) Dziewięć wyjątkowych miesięcy, a każdy z nich niosący ze sobą coś nowego, coś pięknego, coś wspaniałego... każdy z nich przeżyty od samego początku, do samego końca, maksymalnie... :)

I trymestr: wielkie zaskoczenie i niedowierzanie, bo przecież dopiero co była operacja, a tu już, tak nagle, tak niespodziewanie na teście pojawiły się dwie kreseczki? Wyczekiwałam wszelkich symptomów ciąży: bóle i obrzmienie piersi, nudności, wymioty... Nic z tego, nie doczekałam się! Jedynie zmęczenie mnie dopadło i duże rozkojarzenie w tych pierwszych tygodniach. Z niecierpliwieniem wyczekiwaliśmy pierwszego genetycznego USG, aby zobaczyć nasze Maleństwo, aby usłyszeć z ust lekarza, że wszystko jest dobrze, aby odetchnąć z ulgą... w końcu doczekaliśmy się! :)

Miesiąc 1 - wielka niewiadoma i nieświadomość tego, co za chwilę nas spotka.

Miesiąc 2 - przeogromna radość, pomieszana z jeszcze większym strachem.

Miesiąc 3 - uffff co za ulga, w końcu można troszkę odetchnąć.

II trymestr: upłynął niesamowicie szybko. Ponoć II trymestr jest najlepszy... kobieta kwitnie, ma mnóstwo siły i energii, jest radosna... i tak właśnie było ze mną. Nie mogłam na nic narzekać, energia mnie rozpierała na każde możliwe strony, w końcu mogłam całą sobą, bez obaw, cieszyć się ciążą. Wyczekiwałam pierwszych, niewinnych ruchów Maleństwa. Doczekałam się dość szybko, bo w 17 tygodniu, gdy zaskoczyło mnie delikatne pukanie. Po kilku dniach nie miałam już żadnych wątpliwości, że to Malutka Ola daje nam o sobie znać. Naszą "połówkę" ciąży uwieczniliśmy śliczną sesją zdjęciową, choć jeszcze niewiele na zdjęciach widać, dla mnie będą one stanowiły wspaniałą pamiątkę. Podczas kolejnego, połówkowego USG dowiedzieliśmy się, że w moim brzuszku rośnie dosyć spora i silna dziewczynka :)

Miesiąc 4 - pierwsze, wspólne wakacje "we troje"

Miesiąc 5 - pierwsze cudowne, nieśmiałe ruchy w brzuszku, połowa ciąży za nami.

Miesiąc 6 - pierwsze widoczne kształty brzuszka i wspaniała nowina: "dziewczynka"

III trymestr: ten z kolei zleciał jeszcze prędzej niż dwa poprzednie. Zajęta przygotowywaniem wyprawki i urządzaniem mieszkania nawet nie spostrzegłam, kiedy te ostatnie trzy miesiące zleciały? Korzystając z dobrego samopoczucia, braku nieprzyjemnych objawów i mnóstwa energii, starałam się ogarnąć i pozałatwiać jak najwięcej spraw, przed przyjściem naszej Córeczki na świat. Chciałam te miesiące spożytkować jak najlepiej, a przy tym nacieszyć, jak tylko się da tymi ostatnimi wspólnymi miesiącami, kiedy nasza Dziecinka rozciąga się w moim brzuszku. Chciałam, żeby te chwile trwały jak najdłużej, chciałam nasycić się nimi do woli i udało się. Miałam to szczęście przeżyć wspaniałą, bezproblemową, bardzo przyjemną ciążę, od samego początku, do samego końca... :)

Miesiąc 7 - nowe hobby i pierwszy portret naszej córeczki.

Miesiąc 8 - wicie gniazdka i dopinanie wszystkiego na ostatni guzik.

Miesiąc 9 - ogromna radość i oczekiwanie...

To były najwspanialsze chwile w moim życiu, nigdy ich nie zapomnę! :) Najwyższa jednak pora powitać nasze Dziecko na świecie. Wiem, że w moim brzuszku jest Jej najlepiej, ale my tu wszyscy już doczekać się Jej nie możemy :) A jutro... Jutro o 8 mam zgłosić się na Izbę Przyjęć. Ogarnia mnie trochę strach i panika, boję się komplikacji związanych z indukcją i przedłużającym porodem. Mimo wszystko staram się myśleć pozytywnie i mam nadzieję, że "lada moment" powitamy na świecie nasze wielkie, małe Szczęście :) Już niebawem przytulę to niewinne, bezbronne, cieplutkie różowe ciałko i będę tak trwać w tym skupieniu, wspominając z uśmiechem na twarzy te cudowne chwile oraz rozmyślać nad tym, co właśnie szykuje nam los... :)

Córeczko, do zobaczenia już wkrótce! :)

czwartek, 19 lutego 2015

Mieszkaniowo...

Rzec można iż mieszkanie nasze jest już praktycznie dokończone i można się do niego wprowadzać. Wiadomo, wiele jeszcze jest do zrobienia, ale póki co funduszy brak, więc zostawiliśmy sobie tą resztę na później... :)

Żeby jednak nie było tak pięknie, pojawił się problem z prądem i ciągle czekamy na zamontowanie liczników, co miało być uczynione już dłuższy czas temu... Mamy nadzieję, że już w przyszłym tygodniu zostanie to zrobione i spokojnie będziemy mogli zamieszkać na swoim.

Z kuchni i szafy jesteśmy baaaardzo zadowoleni. Projektowanie, zamawianie, ustalanie co i jak, ciągłe zmiany decyzji, a może tak, a może siak... ojjjj wiele nerwów nas to kosztowało, ale efekt końcowy jest bardzo satysfakcjonujący :) Między blatem, a górnymi szafkami w przyszłości położymy jeszcze płytki, lub jakieś szkło, ale póki co musi być tak, jak jest :)

Pokój Oli również nabiera kolorków i jest to pomieszczenie w którym najbardziej lubię przebywać, czekam już z utęsknieniem, kiedy będę mogła przyglądać się mojej ukochanej Córeczce, jak słodko śpi w swoim łóżeczku... nieźle ten mały Uparciuch wodzi nas za nos... :)

poniedziałek, 16 lutego 2015

Po terminie... + dopisek

Pogoda robi się coraz piękniejsza, choć coś przybąkują w TV, że niby zima ma jeszcze do nas wrócić. Mam jednak nadzieję, że tak się nie stanie, bo chciałabym jak najprędzej po porodzie wychodzić z Małą na spacerki :) A jeśli o tą naszą Córcię chodzi, to cóż... zdecydowanie za dobrze jest jej w moim brzuszku. Mimo, że jesteśmy 3 dni po terminie, to na nudę narzekać absolutnie nie możemy! :)

Poprawiamy fugi w łazience.

Składamy meble do pokoi.

Robimy zakupy w Castoramie.

Testujemy nową praleczkę. W końcu w mieszkaniu pachnie "dzidziusiem" :)

A gdy jesteśmy troszkę zmęczeni, zalegamy na łóżeczku, odpoczywamy i oglądamy TV.

Podziwiamy również zachód słońca z naszego balkonu.

 Dzisiaj wreszcie przyjechały meble kuchenne i szafa wnękowa do przedpokoju. Od jutra zacznie się ich składanie :)

Mamy skierowanie do szpitala na sobotę... także całkiem możliwe że jednak w weekend już się poznamy :) Chyba że po dzisiejszym masażu szyjki (olaboga! myślałam że zjadę na tym fotelu) coś samoistnie sie ruszy... wcale bym się nie pogniewała :) Jestem dobrej myśli :)

sobota, 14 lutego 2015

40! :)

Gdzie jesteś nasza Walentynko, ile nam jeszcze każesz na siebie czekać? :)

Powoli zaczynamy się wszyscy niecierpliwić. Babcia z tego wszystkiego mało co jajek w domu nie wysiedziała i poszła do pracy. Dziadek też by poszedł, ale musi zrobić jeszcze jeden kurs na Podkarpacie po meble, co byśmy mieli gdzie spożywać wspólne posiłki i na czym spać w Twoim pokoiku :) Tato przez nas sporo nerwów się najadł, a przedwczorajsze prawie 4h spędzone na IP mało do zawału go nie doprowadziły. Jesteś jeszcze taka malusia, jeszcze w brzuszku, a już tak dokazujesz i pokazujesz swoje różki... Chyba do serca wzięłaś sobie moje wcześniejsze słowa, że chcę tą ciążą i Twoją obecnością w moim brzuszku nacieszyć się jak najdłużej się da... Tymczasem ja, Twoja Mama... już też zaczynam się powoli niecierpliwić. Pragnę usłyszeć już Twój donośny krzyk i przytulić Twoje cieplutkie ciałko w  swoich ramionach... Kochana Córeczko nie każ nam już długo na siebie czekać :)

wtorek, 10 lutego 2015

Kącik dla Oli...

... jeszcze nie dokończony, ale już powolutku tworzy się na nowym mieszkanku :)

Już widzę oczyma wyobraźni, że będzie ładnie i przyjemnie :) A Ola? Ola ma to w nosie hehehehe, charakterna z Niej dziewuszka, jak nic! U nas nadal cisza jak makiem zasiał, ja nawet nie wiem co to są skurcze przepowiadające, a co dopiero porodowe? :-O

Mimo wszystko nie narzekam i cieszę się, że nie muszę siedzieć bezczynnie i czekać na poród, bo chyba prędzej bym zwariowała. Mamy jeszcze sporo do ogarnięcia na nowym mieszkaniu. Czekamy na drzwi wewnętrzne, które zostaną zamontowane w piątek, wówczas nie będzie się już kurzyć, będzie można wszystko sprzątnąć, ogarnąć, poukładać... Potem zostanie już tylko kuchnia i... idziemy na swoje :)

Składamy meble, myjemy okna, przekładamy wszystko z kąta w kąt, dopieszczamy łazienkę, wieszamy karnisze, wybieramy firanki i zasłonki, a czas ciągle leci i leci...

Cieszę się, że te ostatnie chwile tak przyjemnie nam mijają. Cieszę się, że obyło się bez narzekania i wcale nie jest tak, że już nie mogę się doczekać. Mogę! Bo dzięki temu zyskuję więcej czasu, by urządzić mieszkanko, żeby było nam w nim dobrze, jak już Ola przyjdzie na świat. Mogę i wcale mi się nie spieszy, bo wiem, że i tak już niedługo się spotkamy i będziemy mogły wreszcie cieszyć się sobą... Na taką chwilę warto czekać, choćby w nieskończoność... ;)

sobota, 7 lutego 2015

:-)

Mama: Już nie mogę doczekać się, aż sobie podotykam...
Ja (zdezorientowana): Ale co?
Mama: Stópki!
Ja: Aaaaaaaaaaa... :) Za jakieś 2 tygodnie już sobie na pewno podotykasz... ;)
Mama: O nie, to za długo!
Tato (z drugiego pokoju): Jak chcesz to dam Ci swoje podotykać... :-D
Mama: To nie to samo... :-P

Już teraz wiem i jestem tego pewna, że moja ukochana Mama...
będzie najlepszą Babcią pod słońcem! :)
A Ola coraz bardziej dokazuje w brzuszku... ochh jak ja to uwielbiam... :)
Ależ mi tego będzie brakowało...

czwartek, 5 lutego 2015

Tego się nie spodziewałam...

Choć czuję się bardzo dobrze, nic nie wskazuje na to, bym miała w najbliższym czasie urodzić, okazało się, że jednak zapis KTG nie jest do końca prawidłowy. Co prawda akcji skurczowej póki co brak, ale moje Dziecię najdroższe po raz kolejny miało przyspieszone tętno, na górnej granicy normy... Zmartwiło mnie to. Jutro ponownie mamy kontrolny zapis KTG, jeśli tachykardia się powtórzy, czeka nas niestety szpital i obserwacja... No to się porobiło :-|

I choć w ogóle nie dopuszczam do siebie takiej myśli, no bo przecież wszystko będzie dobrze... to jednak jestem przygotowana na każdą ewentualność. W końcu mój Maluch jest najważniejszy :)

Zaniepokojona zapisem KTG, poprosiłam dr na dzisiejszym USG, by jeszcze wnikliwiej przyjrzał się temu naszemu małemu serduszku. Na szczęście wszystko jest dobrze, o dziwo na USG tętno było w normie, przepływy w tętnicy pępowinowej również dobre, więc nie wiem... może to szpital tak na Małą działa? :D 
Nasza Ola nadal jest Olą, lekarz po raz kolejny to potwierdził, waży już 3380g, co plasuje ją na samym środeczku siatki centylowej, jest po prostu taka w sam raz, idealna ;) Mnie taka waga bardzo odpowiada, choć zanim dojdzie do porodu, zapewne zdąży jeszcze troszkę ciałka nabrać :)

A no właśnie, zanim akcja się rozkręci... bo póki co po badaniu u profesora, nic nie wskazuje na to, by miało to prędko nastąpić. Szyjka taka sama jak ostatnio, zamknięta na 4 spusty, brzuszek też jeszcze dość wysoko... także czekamy sobie spokojnie. Ja sądzę, że Ola chce poczekać przynajmniej do 12 lutego, żebyśmy jeszcze mogły w Tłusty Czwartek najeść się spokojnie pączków ;)

Tak więc jestem już spokojna, a jutro zaczynamy szczęśliwy 39 tydzień ciąży :)

niedziela, 1 lutego 2015

Tak trochę bardziej osobiście...

Mamy niedzielę, piękną, ciepłą i słoneczną... W mieszkaniu unosi się cudowny zapach czekoladowych muffinek z Katjuszkowego przepisu :)

Sen się jednak nie spełnił, ale chociaż jedno jest pewne... nasze dziecko urodzi się w lutym :) Wody nie odeszły, póki co nie rodzę i byliśmy w Kościele :) Przy okazji poszłam do spowiedzi, tak przed porodem, bo wewnątrz siebie bardzo tego potrzebowałam, bo teraz jestem jakaś taka spokojniejsza i tak już całkiem w pełni i świadomie przygotowana na przyjście naszego Dziecka na świat :)

Dziś pierwsza niedziela miesiąca. Jak co miesiąc właśnie w tą niedzielę w Kościele, do którego chodzimy, o 13:15 odbywa się msza w intencji matek pragnących i oczekujących potomstwa. Po mszy zawsze jest wystawienie Najświętszego Sakramentu oraz pobłogosławienie przez księdza kobiet przy ołtarzu. Od pewnego czasu te msze zyskały dla mnie ogromne znaczenie... a wracając dziś od komunii ledwo powstrzymałam łzy wzruszenia... od środka wypełniło mnie przeogromne uczucie wdzięczności do Boga, za to jak wiele mi podarował... :)