piątek, 24 października 2014

24 :)

Baloniku mój malutki, rośnij duży, okrąglutki... :)
♫ ♪ ♫

Minęły 23 tygodnie, a ja mam wrażenie, jakby zaledwie tylko kilka dni przeleciało... Jeszcze nie tak dawno byłaś taką malutką Kropeczką, a teraz rośnie z Ciebie dorodna Pyza. I brzuszek jest już bardziej widoczny i taki jakby bardziej okrąglejszy, ciążowy :)
A ja w dalszym ciągu czuję się fantastycznie... i tylko Twoje coraz to śmielsze i mocniejsze kopniaczki przypominają mi, że jestem w tym cudownym, błogosławionym stanie :)
Rośnij nam Dziecinko zdrowo, tak jak do tej pory... Mamusia kocha Cię całym swoim serduszkiem! 

środa, 22 października 2014

Dylematy wózkowe!

O Matko jedyna! Wybór wózka to chyba najtrudniejszy i najbardziej kłopotliwy wybór z całej listy wyprawkowej!

Jestem osobą dość wymagającą, można rzec, że nie ma idealnego wózka, który spełniałby moje najśmielsze oczekiwania w 100-tu %. Przeglądam, czytam, dotykam, testuję, a gdy już prawie, prawie jestem zdecydowana... nagle znajduje się coś, co dyskwalifikuje owy wózek... Katastrofa!

Czym kieruję się przy wyborze wózka?
1. Przede wszystkim wygląd! Wózek dla mnie musi być zgrabny, mieć ładny, prosty, niefikuśny stelaż. Jako że należę do osób niskich, musi posiadać regulację rączki i nie może być też wysoki.
2. Wózek musi składać się z aluminiowej konstrukcji. Wiadomo, że wózki typu 2w1 lub 3w1 do lekkich nie należą, ale mimo wszystko nie chciałabym pchać nie wiadomo jak wielkiego i ciężkiego kolosa :)
3. Amortyzatory to u mnie podstawa. Twarde wózki na starcie odrzuciłam. Oczywiście nie ma to jak wózek na pasach, czy wahaczach, ale decyzja padła jednak na skrętne koła, więc jedynym wyjściem było poszukać wózka z w miarę dobrymi, miękkimi amortyzatorami.
4. Koła pompowane koniecznie i obowiązkowo. Zdecydowaliśmy się jednak na te skrętne z przodu. Będą pomocne w jeździe po mieście, w alejkach sklepowych, w autobusie, metrze, czy tramwaju...
a w razie czego, można je zawsze zablokować do jazdy na wprost.
5. Kiedyś miałam parcie na dużą gondolę, ale tak właściwie to co mi z tej dużej gondoli? Dwa - trzy pierwsze najzimniejsze miesiące przejeżdżę bez problemu, a potem w lekkich ciuszkach mam nadzieję, ze Maluch jeszcze znajdzie trochę miejsca dla siebie, choć na jeszcze parę miesięcy. Tak
w zupełności wystarczy mi gondola średniej wielkości, nie może być mała, ale nie musi być też ta największa na rynku produkcji. Natomiast dodatkowym jej atutem jest dla mnie regulowany podgłówek, możliwość składania na płasko do transportu oraz dodatkowa wentylacja w budce.
6. Gondola gondolą, jednak bardziej zależy mi na spacerówce. To właśnie ją moje Dziecko będzie użytkować przez większość czasu i to ona będzie podstawowym środkiem transportu na naszych spacerach. Przede wszystkim zależy mi, by była to spacerówka głęboka i szeroka, miała długie oparcie, odpinany pałąk, dobrze wykonany podnóżek z możliwością regulacji wysokości i oczywiście 5-cio punktowe pasy bezpieczeństwa. Bardzo ważną kwestią jest dla mnie również możliwość obracania siedziska spacerówki w dwóch kierunkach jazdy. Dodatkowym atutem jest również duża budka z dodatkową wentylacją.
7. W miarę pojemny i funkcjonalny kosz na zakupy i inne pierdółki, by można było się do niego bez problemu dostać.
8. Dodatki: torba do wózka, moskitiera, folia p/deszczowa, pokrowce na nóżki.
9. Możliwość montowania na stelażu wózka, fotelika RECARO Privia.
10. Musi się bez problemu zmieścić do naszego samochodu! :)

Początkowo zdecydowana byłam na wózek Jedo Fyn, ale gdy zobaczyłam spacerówkę, od razu mina mi zrzedła. Jak dla mnie była zdecydowanie za płytka. Zaczęłam więc szukać dalej... przeglądnęłam naprawdę mnóstwo wózków... w oko wpadły mi również wózki Bebetto, ale okazało się, że mają trzeszczące przednie skrętne koła (system pamięci kierunku DMS oraz absorpcji wstrząsów SAS), co mnie denerwowało, więc poszukiwania trwały nadal. Po wielu przeglądniętych wózkach, nasz wybór padł na wózek polskiej firmy Baby Design Lupo Comfort - kolor granatowy :)

niedziela, 19 października 2014

czwartek, 16 października 2014

Żegnamy 5 miesiąc! :)

I kolejny miesiąc prawie za nami. Jutro zaczynam z Maluszkiem 6 miesiąc naszej wspólnej, cudownej
i niepowtarzalnej przygody i cieszę się niezmiernie, bo to teraz taki cudowny okres ciąży.

Nie dość, że mamy piękną, kolorową, ciepłą jesień... to pośród tego wszystkiego, codzienne rozkoszowanie się ruchami mojego Dzieciątka dostarcza mi ogromnej radości. To takie wspaniałe uczucie, wprost nie do opisania, a Maluch jest bardzo ruchliwy :)

Ogólnie czuję się bez zmian, baaaardzo dobrze! Gdyby nie ruchy, naprawdę zastanawiałabym się, czy faktycznie jestem w ciąży?

Dopadło mnie kilka nieprzyjemnych objawów, ale są znośne i pojawiają się sporadycznie. Zdarza się, że robi mi się słabo (szczególnie w przeludnionych miejscach). Chyba 2-3 razy dopadła mnie zgaga? Nigdy nie miałam, ale z opowiadań męża, to chyba to... Poza tym strasznie bolą mnie stopy. Ogólnie mam płaskostopie, a w ciąży ono jeszcze bardziej się pogłębia, więc bywają dni, że ciężko jest mi chodzić. Na szczęście mam swoje ukochane, miękkie adidasy, z którymi ostatnio się nie rozstaję i daję sobie świetnie radę :)

Ginekologicznie wszystko jest pięknie - szyjka długa, zamknięta, ani widu ani słychu o jakimś stanie zapalnym. Z Maluszkiem również wszystko jest w porządeczku, więc jesteśmy bardzo szczęśliwi!

Brzuszek powolutku sobie rośnie. Na wadze przybyło mi łącznie 6 kg, z czego większość rozkłada się na udach, już taka ma uroda... Niewątpliwie będzie co zrzucać po porodzie, ale tym się teraz nie mam zamiaru przejmować... :)

A tak z miesiąca, na miesiąc zmieniam się ja i moja Fasolka... :)


wtorek, 14 października 2014

Warsztaty Mamo To Ja + wygrana

Wybrałam się dzisiaj z mężem na Warsztaty Mamo To Ja.
Poćwiczyłam na mini fantomie pierwszą pomoc w przypadku zakrztuszenia oraz RKO,
zobaczyłam jak wpinać fotelik samochodowy, dowiedziałam się dużo ciekawych informacji
o bezpiecznym podróżowaniu, oraz czym kierować się przy wyborze fotelika,
dostałam różne próbki i próbeczki, Mama Coffee, smoczek Nuby (już czwarty do kolekcji, będzie co testować, może akurat któryś z czterech mojej Fasolce podejdzie),
napisałam z czym kojarzy mi się nazwa Mamo To Ja:

Gdy tylko dwie kreski na teście ujrzałam,
bez chwili namysłu od razu Cię pokochałam.
Byłaś moim największym marzeniem,
a obecnie jego realnym spełnieniem.
Doczekać się Ciebie tak bardzo nie mogę
z niecierpliwieniem przystępuję z nogi na nogę.
Oczekuję Twojego pierwszego krzyku
i cudownych uśmiechów darowanych bez liku.
Wspólnych, długich i leniwych poranków
oraz niekończących się zabaw na ganku.
Spacerów w nieznane,
na dobranoc kolorowych czytanek.
Wymieniać bym mogła bez ustanku tak,
lecz jeszcze jedno małe pragnienie mam,
że gdy zapytam pewnego ranka:
"Kto jest najwspanialszym cudem majowego dnia?"
odpowiesz z radością "Mamo, to ja! :)"

Pisarka ze mnie kiepska, z wypracowań zawsze przynosiłam 3 lub ledwo 4, ale dzięki tym kilku jakże prostym i szczerym słowom... wygrałam główną nagrodę - fotelik samochodowy:

RECARO Privia :)

Jestem niesamowicie szczęśliwa!!!!!!! :) :) :) :)
Pierwszą i jedną z najważniejszych pozycji na liście wyprawkowej mamy już odhaczoną :)
A Warsztaty Mamo To Ja mimo kilku powtarzających się bloków tematycznych z poprzednich Warsztatów, uważam za bardzo udane i miło spędzone i serdecznie polecam! :)

Ciężarówka na rowerze... :)

Jesień w tym roku dopisuje na całego...
Piękna, ciepła, kolorowa... no po prostu fantastyczna! :)



A dziś dla odmiany wybieramy się z mężem na Warsztaty "Mamo to ja" :)

poniedziałek, 13 października 2014

Z placu budowy :)

Blok stoi pięknie otynkowany :)
Niedługo pewnie zaczną się prace w środku, o ile już się nie zaczęły...


A my? Chodzimy po sklepach, wybieramy sprzęty (wbrew pozorom to nie jest taka prosta sprawa), czytamy mnóstwo ocen i opinii w internecie, nie chcemy kupić byle czego, by za chwilę trzeba było wymieniać na nowe.

Na sam początek najważniejsza jest dla nas kuchnia i łazienka. To musi być zrobione od A do Z. Czekamy na wycenę projektu naszej kuchni przez dwóch stolarzy z mojego rodzinnego miasta, jeszcze z jednym mamy spotkać się w tym tygodniu i też poprosimy o wycenę. Potem podejmiemy decyzję, na którego się decydujemy i będziemy ustalać już szczegóły i szczególiki :)

Wiemy już też, jak chcemy zrobić łazienkę. Po prawej będzie wanna 150x70, na wprost wejścia, od wanny do komina będzie szafka (jedna strona na kosz z brudną bielizną, druga z szufladą/szufladami na jakieś proszki, detergenty, itd...). Po lewej przy drzwiach będzie pralka, a następnie podwieszany kibelek (wybraliśmy stelaż z Geberita), do tego jeszcze musimy wybrać spłuczkę i muszlę. Nad kibelkiem chcemy zrobić szafkę do samego sufitu na jakieś kosmetyki, itp. rzeczy, papier toaletowy, itd. :) No i co najważniejsze nam pozostało, wybór płytek... ja chcę z połyskiem, mąż matowe... no
i znowu jest wojna! :D


Sypialnię póki co odpuszczamy, bo ją zajmą moi rodzice, do czasu, aż nie odbiorą swojego mieszkania. Będą mieli swoje mebelki ze starego mieszkania, by tymczasowo mieć gdzie trzymać ubrania, a łóżko albo kupią oni i potem zabiorą na swoje mieszkanie, albo my, to się jeszcze okaże :)

Meble i do pokoju dziecka (i tymczasowo naszego) już są wybrane, to tylko kwestia pojechania do IKEI, kupienia i złożenia... a sofę rozkładaną będziemy mieć z mieszkania rodziców, bo szkoda ją zostawiać, jest w idealnym stanie :)

W przedpokoju póki co zrobimy jedynie szafę wnękową, a nad resztą będziemy się jeszcze zastanawiać w trakcie mieszkania.

W miniony weekend wybraliśmy się pochodzić po sklepach, poszukać natchnienia i inspiracji, wybraliśmy sofę do naszego salonu. Mam nadzieję, że ładnie będzie się komponować z jasnym kolorem ścian i panelami (wybraliśmy dąb próżniowy z firmy Balterio, panele szerokie z rowkami po bokach). Niewielki stół z 4 krzesłami oraz szeroką i niewysoką szafkę pod TV przywiozą rodzice,
a później wezmą do swojego mieszkanka.


Ogólnie cieszę się, że nie musimy wszystkiego kupować od razu. Trochę przywiozą rodzice, resztę dokupimy z czasem. Wiadomo, że po pewnym czasie zmienia się koncepcja i jednak coś zrobiłoby się inaczej. My będziemy mieć trochę więcej czasu, na spokojnie się zastanowimy, przemyślimy wszystko i resztę rzeczy dokupimy po wyprowadzce rodziców, gdy już na dobre zamieszkamy we własnym mieszkanku :)

piątek, 10 października 2014

Obciążenie glukozą...

Dzisiejszego dnia, dokładnie w 22 tygodniu naszego wspólnego obcowania ze sobą, miałam przyjemność pić "cudowny napój", którym jest glukoza 75g pomieszana z ciepłą wodą.

Pracując w gabinecie zabiegowym przy pobieraniu krwi, bardzo często współczułam kobietom, które przychodziły na to badanie, dziś sama osobiście znalazłam się w tej samej sytuacji i tym razem koleżanki współczuły mi :D

Usiadłam, ukłułam się w palucha (wolę sama, niż żeby ktoś miał mi to robić), aby zmierzyć cukier glukometrem i sprawdzić, czy jest w normie, by móc podać rozpuszczoną glukozę. Następnie koleżanka pobrała mi krew z żyły na czczo i dostałam ten "przepyszny" napój.
Wiele osób powtarzało, że jak ktoś lubi słodkie, to wypicie glukozy nie stanowi problemu. Owszem, nie było najgorzej, ale mimo wszystko był on tak potwornie słodki, że gdybym tego nie popiła odrobiną wody, to bym chyba pawia z tej słodkości w przełyku puściła.

Po wypiciu poszłam na pogaduchy to tu, to tam... minęła 1h - pobranie, potem 2h - kolejne pobranie
i było po wszystkim. Czułam się bardzo dobrze, nie miałam nudności, ani nie byłam senna :) Po badanku poszłam z dziewczynami do socjalnego i wspólnie zjadłyśmy śniadanko.

Wyniki podejrzewam, że są w normie... :)
Na czczo: 71 mg/dl
Po 1h: 74 mg/dl
Po 2h: 85mg/dl

P.S. Pan Profesor odpisał w smsku, że wyniki są zupełnie w porządku :)

Po napełnieniu brzuszka i zaspokojeniu głodku wybrałam się do szpitala, żeby zanieść swoje zwolnienie do kadr. Jak zwykle "trochę" się zasiedziałam :)

środa, 8 października 2014

USG połówkowe :)

Doczekałam się, choć łatwo nie było...
Całe mieszkanie międzyczasie wysprzątałam, aby czas szybciej leciał, a on tak jakby zwolnił i wlókł się niemiłosiernie, jak na złość :)

I Maleństwo moje jakieś takie spokojniejsze tego dnia i mniej ruchliwe.
Ja wiem, Ono pewnie wyczuło pismo nosem i zapewne kombinowało jakby się tu schować :)
Weszliśmy z mężem i zaczęło się...
Na pierwszy rzut oka wyłonił się cudowny widok,
malutka twarzyczka namiętnie memłająca rączki i nóżkę w buźce...
Jakiż to był słodki widok... mogłabym tak leżeć i przyglądać się bez końca :)
Pan doktor po kolei badał każdą część kochanego ciałka naszego Maluszka.
Główkę, serduszko, brzuszek, podbrzusze, wszystkie kości i kosteczki...
wszystko jest w jak najlepszym porządku, co niesamowicie nas cieszy!
Nasza Dzidzia waży szacunkowo 460g, więc jak na prawie 22 tydzień, jest całkiem spora :)
I tak sobie siedzi dupcią w dołku i bucka mnie to główką, to rączkami lub nóżkami, którymi nieustannie się bawi :)

Pan doktor stwierdził prawdopodobnie płeć, jednak póki co nie będę jej zdradzać, bo nie jest ona taka 100-u procentowa :) Może przy następnym badaniu Maluch ułoży się ciut inaczej i będzie można lepiej dostrzec, co kryje się między nóżkami :)



* * * * * * * * * * * * * * * * * 

Uwielbiam w ciszy i spokoju wsłuchiwać się w cichuteńkie, ledwo dostrzegalne bicie Twojego serduszka oraz jak pukasz do mnie z drugiej strony brzuszka i dajesz znać, że jesteś... :)

Ajajaj...

http://fajnamama.pl/badanie-usg-w-ciazy/



Doczekać się już nie mogę!
USG połówkowe.
O 18:30 będziemy z mężem podglądać naszego małego, kochanego Szkrabka.
Być może dzisiaj pokaże, co kryje między nóżkami :)
Trzymam kciuki i gorąco modlę się o to, aby wszystko było
w porządku ...

Badanie miało być jutro, ale doktorowi coś wypadło
i przełożył na dzisiaj :)

sobota, 4 października 2014

Poród rodzinny

Mój Mąż jest typem okropnego wrażliwca (choć ostatnio dowiedziałam się, że są nawet i gorsi), nie ogląda ze mną seriali "medycznych", jak tylko widzi, że coś rozcinają, zaszywają, pseudo flaki, od razu odwraca głowę, a nie daj Boże prawdziwą krew czy ranę, jest katastrofa :D Jednak filmy, gdzie się zarzynają to oglądać może, jaka to sprawiedliwość? :D

Od samego początku, gdy jeszcze w planach nie było dziecka, wiedziałam, że mój Mąż nie chce być obecny przy porodzie. Jeśli chodzi o sprawy "ciążowe" nie reaguje tak bardzo entuzjastycznie jak większość mężczyzn. Ma zachowany spokój, rozsądek i rozwagę, nie przesadza, nie skacze koło mnie, nie obchodzi się z nami jak z jajkiem, wręcz przeciwnie, nakazuje ruch, spacery, zdrowy styl życia,
a broń Boże zaleganie w łóżku całymi dniami :) Jednak nie jest tak całkiem bezinteresowny, pyta o moje samopoczucie, dzwoni po każdej wizycie, pyta co lekarz powiedział, jak dziecko. Początkowo miałam żal do Niego o to, że nie chodzi ze mną na wizyty lekarskie, jednak teraz mi przeszło, po co mam Go ze sobą ciągać, skoro w tym czasie jest w pracy, musiałby się zwalniać, kombinować, a i tak z tego co widzę mało która kobieta przychodzi z mężem/partnerem. Co innego oczywiście USG, na które idziemy razem :)

Poród to magiczna chwila, wprost nie do opisania. Miałam okazję nie raz ją przeżywać stojąc z boku, asystując, odbierając dziecko od położnej, od lekarza przy CC lub leżącego na brzuchu matki... No cud, jak nic :)
Jednak towarzyszące przy tym sceny często, gęsto cudowne nie są. Mnóstwo krwi, w trakcie urodzenia, niekiedy jeszcze więcej tryskających wód płodowych, wszystko leje się po podłodze... ale mimo wszystko, gdzieś tam w tle, jest ten najważniejszy, najpiękniejszy pierwszy krzyk.

Szanuję decyzję mojego Męża, nie chcę Go naciskać, ani Mu rozkazywać, nie chcę by potem miał przeżywać jakąś traumę, czy coś w ten deseń... jednak cholernie szkoda mi, że może ominąć Go właśnie tak jedna, krótka, najpiękniejsza chwila...

Postanowiłam odpuścić ten temat, ale jednak nie dawał mi spokoju. Usiadłam i spokojnie z Nim porozmawiałam. Przetoczyłam swoje argumenty i czekałam co powie...
Chciał tego Maleństwa tak samo jak ja, to nie tylko moje Dziecko, ale również i Jego. Zawsze się denerwuje jak mówię: moje dziecko kopie, moje dziecko to, moje dziecko tamto... a On mnie poprawia "nie twoje, tylko nasze" :) Skoro zrobił krok A, pasowałoby się zebrać w sobie, zmobilizować, stać się odpowiedzialnym i zrobić krok B. A najważniejsze... to jedyna i niepowtarzalna taka chwila w życiu, kiedy Jego syn/córka przychodzi na świat i szkoda, by ją przegapił... I tak się produkowałam bardzo grzecznie i spokojnie, a gdy skończyłam... aż oniemiałam. Nie powiedział nic, tylko po prostu zgodził się ze mną :)

Nie wiem jeszcze jak potoczy się nasz poród, czy będzie to poród SN, czy CC (ze względu na mój niegdyś złamany kręgosłup czy nawet i z powodu przedłużającego się porodu SN lub innych nie daj Boże komplikacji). Szczerze powiedziawszy nie myślę o tym, zdaję się na los, co ma być i jak ma być, tak będzie... Chcę tylko, by w tych chwilach był ktoś, kto mi pomoże, kto mnie wesprze, kto doda sił
i po prostu będzie... Mam nadzieję, że mój Mąż mnie nie zawiedzie :)

środa, 1 października 2014

Słodkie lenistwo

Od wczoraj odpoczywam u rodziców.
Jak zwykle jest cudownie, spokojnie i leniwie... :)

Przed południem odebrałam moją chrześnicę z przedszkola,
jeszcze dobrze nie weszłam do środka, a już wszystkie dzieci i pani wiedziały,
że Matka chrzestna z Warszawy przyszła po Zuzię :D
To dziecko jest po prostu niesamowite. Ma takie gadane, że każdego by dosłownie sprzedała.
Jak nigdy zostałam dzisiaj porządnie wyprzytulana i wycałowana... och jakie to było cudowne! :)
W drodze powrotnej do domciu zaliczyłam z Mamą udane łowy lumpkowe
(dwa sweterki - tuniki i bluzeczkę),
a popołudniu zaszalałam i upiekłam przepyszne muffinki.
W mieszkaniu unosił się wspaniały zapach czekolady.
Muffinki były meeeeega czekoladowe i mega pyyyyyyyyszne! Mniaaaaaam :)

Mama miała również okazję poczuć kilka soczystych kopniaczków
od swojego pierwszego wnusia / swojej pierwszej wnusi :)
Teraz już nikt nie ma wątpliwości, że Ktoś tam baraszkuje,mimo tak małego brzuszka :)





Przepis na muffinki znajdziecie u Eve label :)