sobota, 4 października 2014

Poród rodzinny

Mój Mąż jest typem okropnego wrażliwca (choć ostatnio dowiedziałam się, że są nawet i gorsi), nie ogląda ze mną seriali "medycznych", jak tylko widzi, że coś rozcinają, zaszywają, pseudo flaki, od razu odwraca głowę, a nie daj Boże prawdziwą krew czy ranę, jest katastrofa :D Jednak filmy, gdzie się zarzynają to oglądać może, jaka to sprawiedliwość? :D

Od samego początku, gdy jeszcze w planach nie było dziecka, wiedziałam, że mój Mąż nie chce być obecny przy porodzie. Jeśli chodzi o sprawy "ciążowe" nie reaguje tak bardzo entuzjastycznie jak większość mężczyzn. Ma zachowany spokój, rozsądek i rozwagę, nie przesadza, nie skacze koło mnie, nie obchodzi się z nami jak z jajkiem, wręcz przeciwnie, nakazuje ruch, spacery, zdrowy styl życia,
a broń Boże zaleganie w łóżku całymi dniami :) Jednak nie jest tak całkiem bezinteresowny, pyta o moje samopoczucie, dzwoni po każdej wizycie, pyta co lekarz powiedział, jak dziecko. Początkowo miałam żal do Niego o to, że nie chodzi ze mną na wizyty lekarskie, jednak teraz mi przeszło, po co mam Go ze sobą ciągać, skoro w tym czasie jest w pracy, musiałby się zwalniać, kombinować, a i tak z tego co widzę mało która kobieta przychodzi z mężem/partnerem. Co innego oczywiście USG, na które idziemy razem :)

Poród to magiczna chwila, wprost nie do opisania. Miałam okazję nie raz ją przeżywać stojąc z boku, asystując, odbierając dziecko od położnej, od lekarza przy CC lub leżącego na brzuchu matki... No cud, jak nic :)
Jednak towarzyszące przy tym sceny często, gęsto cudowne nie są. Mnóstwo krwi, w trakcie urodzenia, niekiedy jeszcze więcej tryskających wód płodowych, wszystko leje się po podłodze... ale mimo wszystko, gdzieś tam w tle, jest ten najważniejszy, najpiękniejszy pierwszy krzyk.

Szanuję decyzję mojego Męża, nie chcę Go naciskać, ani Mu rozkazywać, nie chcę by potem miał przeżywać jakąś traumę, czy coś w ten deseń... jednak cholernie szkoda mi, że może ominąć Go właśnie tak jedna, krótka, najpiękniejsza chwila...

Postanowiłam odpuścić ten temat, ale jednak nie dawał mi spokoju. Usiadłam i spokojnie z Nim porozmawiałam. Przetoczyłam swoje argumenty i czekałam co powie...
Chciał tego Maleństwa tak samo jak ja, to nie tylko moje Dziecko, ale również i Jego. Zawsze się denerwuje jak mówię: moje dziecko kopie, moje dziecko to, moje dziecko tamto... a On mnie poprawia "nie twoje, tylko nasze" :) Skoro zrobił krok A, pasowałoby się zebrać w sobie, zmobilizować, stać się odpowiedzialnym i zrobić krok B. A najważniejsze... to jedyna i niepowtarzalna taka chwila w życiu, kiedy Jego syn/córka przychodzi na świat i szkoda, by ją przegapił... I tak się produkowałam bardzo grzecznie i spokojnie, a gdy skończyłam... aż oniemiałam. Nie powiedział nic, tylko po prostu zgodził się ze mną :)

Nie wiem jeszcze jak potoczy się nasz poród, czy będzie to poród SN, czy CC (ze względu na mój niegdyś złamany kręgosłup czy nawet i z powodu przedłużającego się porodu SN lub innych nie daj Boże komplikacji). Szczerze powiedziawszy nie myślę o tym, zdaję się na los, co ma być i jak ma być, tak będzie... Chcę tylko, by w tych chwilach był ktoś, kto mi pomoże, kto mnie wesprze, kto doda sił
i po prostu będzie... Mam nadzieję, że mój Mąż mnie nie zawiedzie :)

22 komentarze:

  1. Mój mąz jest taki sam, nie chce nawet myśleć o tym, że będzie ze mną przy ewentualnym porodzie. Będzie - ale za drzwiami ;) I tak samo ma, że nie może patrzeć na żadne sceny porodowe, mnie to bardzo interesuje, czasem nawet oglądam programy dotyczące porodów, a on wtedy ucieka... :) A właśnie, filmy, gdzie się zarzynają, może oglądać :/ dobry argument, zapytam przy najbliższej okazji, dlaczego tak :P
    Nie wiem jak to będzie, jak będę w ciąży i jak będzie zbliżał się termin porodu, ale raczej myślenie jego się nie zmieni. A ja nie zamierzam naciskać.... rozmawialiśmy o tym, ale skoro jego uprzedzenie jest silniejsze, to ok. Czasem tak bywa :)

    Takie pytanie... skoro często bywasz przy porodach, to raczej męzowie biorą udział przy tym wszystkim, czy raczej są za drzwiami?
    A może opisalabyś kiedyś swoją pracę? :D jakie towarzyszą temu emocje, jak to wszystko się odbywa ... Taka mała propozycja :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiesz... od czerwca nie pracuję bo jestem na zwolnieniu i szczerze mówiąc nie wiem, czy tam wrócę, choć bardzo bym chciała. Umowę mam do końca marca przyszłego roku i raczej mi jej nie przedłużą, będę wtedy dopiero miesiąc na macierzyńskim, a mam zamiar iść na roczny... Tak to niestety bywa w szpitalach.
      Co do porodu to w większości towarzyszą mężowie, teraz to rzadkość, by kobieta rodziła sama... czasem są też mamy, siostry, przyjaciółki, itp. :)
      A moja praca... choć była ciężka i niekiedy bardzo męcząca (zalety/wady pracy w jednym z najpopularniejszych warszawskich szpitali gdzie na dobę rodzi się średnio 10-15-20 dzieci) to uwielbiałam ją... jednak praca z dorosłymi, a praca z noworodkami to niebo, a ziemia... Ta jest wdzięczna i przyjemna mimo wszystko :)

      A co do męża... to może na razie nie ma sensu ponawiać tego tematu. Poczekajcie na maleństwo, wówczas może zmieni zdanie. Znam kilka takich przypadków, że mężowie zarzekali się, że nie będą przy porodzie, a jak przyszło co do czego, to nie odstępowali żon nawet na krok, do samego końca ;)

      Usuń
  2. A więc tego tobie żyć dalej Kasiu, aby mąż nie zawiódł.
    Mój mąż nie wyobraża sobie aby mogło go zabraknąć przy narodzinach naszego dziecka. To twardy facet i nic mu straszne nie jest. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dla mojego męża podczas pierwszego porodu najgorsze bylo to, ze widzial jak jego ukochana druga połówka cierpi a on nie może zrobić zupelnie nic. Choć dla mnie to jego 'nic' było ogromnym wsparciem i zawsze będę mu wdzieczna, ze towarzyszył mi przy narodzinach syna. W drugiej ciąży pierwsze co zrobil maz to powiedział, ze porod odbedzie sie w prywatnej klinice ze znieczuleniem bo on nie chce patrzyć jak cierpie. Tak tez bylo i zmowu dzięki mu za to :-D Trzymam kciuki aby Twoj maz tez byl tego dnia przy tobie bo to faktycznie niesamowite przezycie dla obu rodziców.

    OdpowiedzUsuń
  4. Na razie na głowie mam ślub i do ślubu nie myślę o ciąży.. ale rozmawiałam z Narzeczonym właśnie na ten temat.. Na początku było oczywiście, że będzie przy narodzinach.. jednak gdy pewnego wieczoru oglądaliśmy poród z prawdziwego zdarzenia, ból, krzyk, rozcinanie krocza, pot, łzy, krew... stwierdził, że jednak poczeka przy drzwiach na korytarzu ;)
    Eh.. faceci ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja uważam, że jeśli to możliwe mężczyźni powinni rodzić z kobietami. Uważam, że właśnie dziecko jest wspólne, kobieta doświadcza bóli, cierpi, więc... wsparcie męskie jest wskazane. Poza tym to rzeczywiście CUD NARODZIN! Więc czemu facet ma z tego rezygnować? W końcu stajecie się piękną, pełną rodziną:) Cieszę się, że mąż się z tym oswoił. I mam nadzieję, że będzie tak do końca i że razem to przeżyjecie :*

    OdpowiedzUsuń
  6. U mnie było podobnie.. sama nie chciałam , aby ominęła go ta chwila.. to jedyny taki moment, więcej go nie powtórzę przecież i też mąż zdecydował, że będzie towarzyszył i wspierał :) Mam nadzieję, że zrobił to z własnej woli, a nie że go do tego przymusiłam hehe :)) Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  7. Mój eM nie lubi widoku krwi,przy pobieraniu krwi robi mu się słabo,a jednak przy porodzie dzielnie mi towarzyszył,wtedy to chyba adrenalina robi swoje i nie myśli się o swoich lękach :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Mój, kiedy chyba nawet nie byliśmy jeszcze narzeczeni, uświadomił mnie, że przy porodzie być nie chce. Oczywiście mnie to ubodło, jak nic. Akurat lęku przed krwią, wnętrznościami i innymi takimi nie ma, ale powiedział, że widok spoconej, krzyczącej i zakrwawionej kobiety nie jest za przyjemny i nie chce tego oglądać. Oczywiście się oburzyłam, że jak może tak myśleć i jak śmie głośno to wypowiadać.

    Ale wyłożyłam mu tylko, jak mają kobiety które są same, a jak maję te, przy których jest mąż czy partner. Mi nie chodzi o to by trzymał głowę między moimi nogami i kibicował mnie i dziecku, nie musi nawet pępowiny przecinać, jeśli nie chce. Ja chcę tylko by gdzieś był w pobliżu, nawet za drzwiami, ale by po prostu był, bym wiedziała, że jest ktoś, kto się za mną wstawi, bo nie wiem na jaki personel trafię, a nie chcę wynieść z porodu traumy bo np. jakaś wredna stara położna rzuci tekstem "co się drzesz", "ma boleć", "sama tego chciałaś" lub inne takie nieprzyjemne komentarze odnośnie np. krocza. Sąsiad powiedział, że jak jego żona rodziła, to obok leżała kobieta, która była bez męża i widział, jak personel ją zlewał, jak nie reagował na jej płacz i prośby o pomoc, była zdana na siebie, bo co może obolała rodząca kobieta?
    Tobie pewnie by przez myśl nie przeszło rzucić coś wręcz upokarzającego do rodzącej kobiety, ale niestety są takie położne, które gdyby za każdym razem miałyby się ugryźć w język przez powiedzeniem czegoś niemiłego, to już dawno by sobie ten język ogryzły.

    To jest jedna sprawa, a druga, to po prostu nie wyobrażam sobie, by przy mnie nie byłoby ojca dziecka. Uważam, że są to jedyne w swoim rodzaju chwile, i jak to mówią, lepiej żałować czegoś, co się zrobiło, niż żałować, że nie zrobiło się nic, albo przepuściło się jakąś okazję. A wątpię, że jak już przyszły tatuś się przełamie, by potem żałował, że był przy narodzinach swojego dziecka. Z resztą jak pisałam, nie musi w skupieniu patrzeć na krocze, ważne by był gdzieś, gdzie usłyszy ten pierwszy krzyk, skąd może podejść by wziąć na ręce to maleństwo jako jedna z pierwszych osób. Dlatego mi jest obojętnie czy Mój będzie ze mną na sali czy nie, ważne by po prostu gdzieś był niedaleko i uczestniczył w tym tak, jak sam tego chce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie - zgadzam się! Ja chcę żeby - jeśli mąż nie będzie chciał - była ze mną teściowa. Jest pielęgniarką, do tego wspaniałą kobietą i wiem, że moja mama nie zgodziłaby sie na bycie ze mną, a teściowa tak :) Więc postanowione, że jeśli maż nie będzie mógł z jakiś wzgledów, biorę teściową :)

      Usuń
  9. Ja akurat dużego wyboru nie mam w tej kwestii, ale nie potrafię sobie wyobrazić partnera przy porodzie. Nigdy wcześniej o tym nie myślałam, dopiero ostatno przeszła mnie myśl czy bym chciała mieć przy sobie ojca dziecka jakbyśmy byli razem. I powiem Ci że sama nie wiem. Wiem, że to nie jest tylko moje dziecko, ale to chyba kwestia że mój tato też nie był zaangazowany w ani jedna ciąże mojej mamy. A ostatnią pamiętam bo byłam już duża. I jakoś gdzieś to się wyryło w mojej głowie że ciąża jest powiązana z kobietą i poród również. Jakby partner jednak chciał to nie miałabym nic przeciwko. Z pewnością obecność bliskkiej osoby pomaga :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Wydaje mi się, że jak już przychodzi ten moment, to emocje i adrenalina są tak silne, że mężczyzna podejmuje decyzje których sam się po sobie nie spodziewa. Dla kobiety o niebo łatwiej kiedy ma świadomość, że w razie jakichś problemów jest obok ktoś kto sytuacje ogarnie. A punkt kulminacyjny przeżywamy razem musi być niezapomniany

    OdpowiedzUsuń
  11. Mój mąż nie lubi lekarzy, zastrzyków itp. Czasem zdaje mi się, że każdy facet tak ma ;) Jednak ewentualnemu byciu przy porodzie nie mówi nie.
    Bardzo dobrze, że porozmawiałaś z mężem na ten temat. Na pewno nie zawiedzie.
    Buziaki;*

    OdpowiedzUsuń
  12. U nas to ja nie chciałam, żeby był (właśnie przez te mało fajnie fizjologiczne aspekty), ale P. twardo twierdzi, że chce i będzie, żeby mnie wspierać i uczestniczyć w tej chwili ;) Zobaczymy jak to wyjdzie w przyszłości :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Zgadzam się z Tobą w 100%- poród to magiczna chwila! Czasami napada mnie tęsknota za dyżurami, odbieranymi porodami - za każdym razem to przeżywałam. Razem z rodzącymi ;p Fajnie, że Twój Mąż zgodził się na poród rodzinny. Zawsze jak coś, będzie mógł wyjść na korytarz. Może stanąć tyłem do akcji i trzymać Ciebie za rękę. Nie musi stać przodem i zaglądać do środka :P Mam nadzieję, że dzielnie wytrwa do końca :) I może przetnie pępowinę ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Też muszę się zgodzić, że mimo czystej fizjologii jest trochę tej magii. W końcu rodzi się malutki człowiek!! A co do porodu rodzinnego, w zależności od przebiegu w praniu różnie to może wyjśc, może będzie bardziej zaangażowany i zaaferowany tym wszystkim niż Ty, a Ty zachowasz więcej spokoju;) Ja ze swpim narzeczonym "ustaliliśmy", że będziemy rodzić razem a jak to wyjdzie w praniu to się dopiero okaże :P

    OdpowiedzUsuń
  15. Mój mąż za pierwszym razem nie chciał iść. Nawet przed porodówką mnie pożegnał na co nie byłam zupełnie gotowa,bo wierzyłam do ostatniej chwili,że pójdzie.
    Wszystko jednak tak się potoczyło,że był. Bardzo,ale to bardzo mi pomógł podczas skurczy,a przy samych narodzinach był obok mojej głowy,więc wiele nie widział ;)
    Jaki później był szczęśliwy i do dziś z wielką dumą mówi,że naprawdę to było piękne przeżycie i że każdy powinien facet być przy narodzinach swoich dzieci.
    Niestety nie dane mu było być przy narodzinach syna,ale ja się śmieję,że dwóch facetów to byłoby za dużo i dlatego Cyprian nie czekał na tatuśka ;p

    OdpowiedzUsuń
  16. Kasia musisz mi sprzedać Twoje argumenty :) Bo Mój też się póki co opiera :P

    OdpowiedzUsuń
  17. W sumie u mnie było podobnie. Mąz niekoniecznie chciał być przy porodzie, jeszcze nim bylam w ciaży, to był tego zdania. Pózniej poruszylam jeszcże ten temat, ze po prostu chcę go gdzieś obok, prY samym porodzie nie musi być, ale przed i w trakcie za drzwiami tak. Musi być pod ręką w razie czego, pilnować by nic nam się nie stało. ;) na to przystał, zreszta ja sama nie bylam pewna czy chce go, by patrzył na to wszystko.

    Sprawa rozwiązała się sama. Byl przy mnie cały czas. O 8 byliśmy w szpitalu i mimo, ze sie nudził, bo co miał robić, to był i to bylo wazne. :) przyniósł wodę, coś do jedzenia, pomógł wejśc pod prysznic, a póżniej patrzył na ktg i mowil kiedy idzie skurcz. Trzymal za reke podczas porodu, przecinał pępowinę i wszystko widział. Teraz twierdzi, ze to nie było nic strasznego :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Cieszę się, że podjęliście taką decyzję. Wydaje mi się, że partner to dobry wybór przy porodzie (chociaż ja się boję trochę o mojego bo powiedział, że wszystkich zabije jak zobaczy ból na mojej twarzy).

    OdpowiedzUsuń
  19. Moj Mezu mial takie samo podejscie do porodu jak Twoj, ale ostatecznie poszedl ze mna i powiedzial, ze nie zaluje, bo mimo, ze bylo ciezko mu zniesc widok meczacej sie zony, ktorej nijak nie mogl pomoc, no i widoki do przyjemnych tez nie nalezaly, to cieszy sie, ze jest z Juniorem od pierwszej chwili. A i mi jego obecnosc baaardzo pomogla, bo chocby podanie glupiego lyka wody czy pomoc w wejsciu na lozko bylo dla mnie wybawieniem

    OdpowiedzUsuń