środa, 26 listopada 2014

Przygoda z szyciem...

Na samym początku, gdy dostałam wielkiego natchnienia nie mogłam wprost doczekać się, aż mama przywiezie mi maszynę do szycia. Jednak z każdym kolejnym dniem mój zapał coraz bardziej gasł, aż w końcu u progu mieszkania przywitałam rodziców :)

Wybrałyśmy się z mamą do sklepu z tkaninami. Gdy tylko weszłam do środka, myślałam, że dostanę oczopląsu. Tyyyyyyle pięknych materiałów, dosłownie zgłupiałam, nie wiedziałam co wybrać, jednak po chwili namysłu w końcu zdecydowałam się na jasne, ciepłe kolory i przyjemne w dotyku materiały.


Nastał dzień, w którym zabrałyśmy się do pracy. Skroiłyśmy materiały, połączyłyśmy je oraz przefastrygowałyśmy i zabrałyśmy się za szycie. Na początku byłam pewna, że będę siedziała z boku
i przyglądała się mamie. Jednak usiadłam za stery, mama nawlekła mi nici na maszynę (dla mnie to czarna magia, choć idzie mi już coraz lepiej) i poinstruowała dokładnie co i jak...

Szyłam sobie powolutku, bo w końcu nie musiałam nigdzie się spieszyć, aż w pewnej chwili tak się rozpędziłam, że myślałam, że już się nie zatrzymam :D Szycie spodobało mi się niesamowicie. To takie wspaniałe zajęcie na odmóżdżenie się, zapomnienie o smutkach i troskach, skupienie na czymś innym, bardzo przyjemnym.


I gdy tak patrzę na te małe uszyte cudeńka, buzia uśmiecha mi się szeroko, od ucha do ucha. Jestem naprawdę z siebie bardzo dumna. Pierwsze spotkanie z maszyną zaowocowało uszyciem dwóch rożków i cieniutkiej podusi...



Rożki są większych rozmiarów niż te standardowe, sprzedawane w sklepach. Jeśli Mała nie będzie chciała w nich leżeć i spać albo z nich wyrośnie, po odpruciu wstążki posłużą nam jako kocyki. Materiału jeszcze trochę zostało, więc na dniach planujemy uszyć jeszcze apaszki pod szyjkę,
a w niedalekiej przyszłości na pewno jeszcze inne, dziecięce wspaniałości :)

piątek, 21 listopada 2014

Podsumowując II trymestr

I trymestr ciąży ciągnął się niemiłosiernie, a z kolei II dla odmiany przeleciał nawet nie wiem kiedy? III to pewnie śmignie mi przed nosem i nim się obejrzę, będę moją Myszkę małą tulić w ramionach :)
II trymestr był dla mnie jak do tej pory najprzyjemniejszym okresem ciąży. Wreszcie odetchnęłam z ulgą i mogłam zacząć w pełni cieszyć się tym pięknym stanem.

Jak już niejednokrotnie pisałam, czuję się rewelacyjnie, takiej ciąży naprawdę życzę każdej z Was :) Owszem bywają dni kiedy miewam gorsze samopoczucie, ale zdarzają się one póki co, na szczęście sporadycznie. Nawet mimo skracającej się szyjki czuję się dobrze. Niestety w ostatnim tygodniu dopadło mnie przeziębienie, a do tego mój biedny kręgosłup chyba zaczął dawać o sobie znać (i tak dziwię się, że dopiero teraz, byłam pewna, że przyszpili mnie do łóżka o wiele szybciej), w związku
z czym pojawiły się problemy ze snem. Na plecach źle mi się śpi, bo ból lędźwi doskwiera, a na boku z kolei nos mi się zatyka. Mam nadzieję, że gdy przeziębienie minie, powrócą spokojnie przespane noce :)

Niewidoczny brzuszek wreszcie nabrał kształtów, nie da się go już ukryć, a ja uwielbiam napawać się jego widokiem. Na szczęście póki co nie ogranicza mnie w niczym i jakoś szczególnie nie ciąży. Rozstępów, wystającego pępuszka oraz linii negra w dalszym ciągu brak i tak mogłoby zostać do końca ciąży, nie pogniewałabym się.

Ola wreszcie dała o sobie znać, ciąża stała się jeszcze bardziej realna i namacalna, a każde Jej ruchy, czy to delikatne, czy te bardziej intensywne sprawiają mi przeogromną radość. Uwielbiam dotykać swój brzuch i patrzeć, jak faluje każda jego część. Moja córeczka jest dla mnie póki co bardzo łaskawa i wyrozumiała :)

A jeśli o Niej już mowa, to niezła Pyzula z niej rośnie. Przez ostatnie miesiące sporo urosła i przybrała na wadze, a wyglądem przypomina już malutkiego noworodka. Uwielbiam się Jej przyglądać podczas każdego badania USG, mogłabym tak patrzeć i patrzeć bez końca, ale przecież to doskonale już wiecie ;)


Przed nami III trymestr – czas oczekiwania :) Już tak niewiele pozostało, do powitania na świecie naszego Maleństwa. 3 miesiące, prawdopodobnie zlecą szybciej, niż się wydaje. Już niebawem będę mogła tulić tą kochaną Istotkę w swoich ramionach i cieszyć się każdą chwilą z Nią spędzoną, każdym Jej grymasem oraz uśmiechem :)

Jaki będzie dla mnie ten ostatni trymestr? Czy uniknę nieprzyjemnych objawów takich jak: obrzęki, problemy z nietrzymaniem moczu, zaparcia, skurcze łydek, żylaki, hemoroidy, problemy
z oddychaniem, zaburzenia równowagi ciała, bezsenność? Póki co, nie będę się nad tym zastanawiać. Mam nadzieję, że mimo wszystko ta końcówka ciąży okaże się dla mnie łaskawa oraz przyjemna
i mimo wszystko będę mogła miło ją wspominać :)

czwartek, 20 listopada 2014

Imię... :)

Jak to było z tym imieniem dla naszego dziecka?
Może w ogóle zacznę od początku... :)
Od samego początku kompletnie obojętna była mi płeć naszego dziecka. Wiedziałam, że tak samo będę cieszyć się na wieść o chłopcu, jak i o dziewczynce. Już to, że wreszcie i to całkiem niespodziewanie udało nam się zajść w ciążę totalnie mnie zaskoczyło i uszczęśliwiło :)
Przez większość ciąży przeczuwałam, że będziemy mieć chłopca... z czystych powodów medycznych... bo owulacja, bo zbliżenie, bo silne męskie plemniki. Jak się okazało, widocznie owulacja wystąpiła dzień? później i męskie plemniki skapitulowały. Kobietki górą! :)

Większość osób, która mnie widziała, bez wahania ciągle powtarzała... jak nic, będzie dziewczynka. Jakoś trudno było mi w to uwierzyć. A bo brzuszek mały, a bo wcinam słodkie, bo Maluch kopie po prawej stronie, tylko to, że wyładniałam odstawało od reguły :D

W pewnym momencie tuż przed USG zaczęłam się nad tym głęboko zastanawiać. Może faktycznie ta większość ma racje, może faktycznie to dziewczynka... i czasem miałam wrażenie, że to prawda (może po prostu tak sobie wmawiałam?). Gdy lekarz na USG połówkowym zapytał czy szukamy płeć, w głowie ciągle gdzieś tam szumiała mi odpowiedź "dziewczynka" no i taką odpowiedź uzyskałam... co prawda nie na 100%, no ale... :)

Z kolei na ostatnim USG lekarz bez wahania potwierdził dziewczynkę, a ja wierzę, że się nie pomylił. Już niejednokrotnie słyszałam, że to bardzo dobry specjalista ultrasonografii, takich USG wykonuje mnóstwo w ciągu dnia, a pracuje prawie codziennie, więc zna się chłop na rzeczy i naoglądał się już tych fujarek i gniazdeczek sporo :D

Przejdę więc do sedna. Od początku jak tylko dowiedziałam się o ciąży, szybko obliczyłam termin porodu na luty, pomyślałam sobie, że jeśli będzie dziewczynka, chciałabym, żeby miała na imię Alicja. Alicja to moja ukochana Mama, która w dodatku 6 lutego obchodzi urodziny. To było takie moje malutkie marzenie, które niestety od razu zostało rozwiane. Mąż oczywiście kręcił nosem. Alicja? No ładnie, ale po babci i to w dodatku żyjącej, no i jako pierwsze imię (co innego drugie)? Od razu skapitulowałam. Po głębszych przemyśleniach doszłam do wniosku, że mąż chyba jednak ma rację. Niech dzieciątko ma swoje własne imię, nie nadane po nikim, takie odrębne, o i już :) No to jedno przyszło mi do głowy - Hania. I tu znowu pstryczek w nos, bo Hanka mężowi kojarzy się
z Mostowiakową i kartonami. Ręce mi opadły! No ale cóż, z moim mężem pod każdym względem łatwo nie jest i trzeba zawsze iść na kompromis. Pytam więc, "to jakie imię żeńskie Ci się podoba?", odpowiedział "Ola". Tak myślę, wymieniam w myślach "Aleksandra, Ola, Oleńka, Olcia, Olka fasolka"
i tak sobie myślę, "nooooo, też ładne", w rodzinie żadnej Oli nie ma, ostatnimi czasy również nie obiło mi się o uszy, żeby ktoś nazwał tak swoje dziecko, więc ok, zgodziłam się. Będzie Aleksandra K. :)

I od tamtej pory, nasza dziewczynka od razu stała się Olą. Już wtedy, choć nie byłam pewna na 100% przeczuwałam, że to chyba jednak faktycznie dziewczynka, do tego uparta tak samo, jak mamusia :)

poniedziałek, 17 listopada 2014

Szczęśliwi rodzice :)

Jesteśmy już po USG 4D, cóż rzec mogę?
Moje Dziecię jest niesamowicie charakterne, uparte i złośliwe, albo taki mały wstydzioszek nam rośnie. Jak to mój mąż rzekł po badaniu...
- Ja: Po kim to nasze dziecko takie uparte?
- Mąż: Jak to po kim, po mamusi :) Ty masz tak samo jak strzelisz focha, wtulisz buzię w poduszkę i tyle cię widziano...
- Ja: Ha ha ha!

Tak też uczyniło nasze Dziecię. Tak namiętnie wtuliło buźkę i nosek w mój kręgosłup, że nie dało się zbyt wiele dostrzec. A leżałam na jednym boku, na drugim, na plecach, pan doktor wstrząsał brzuszkiem i nic, uparciuch mały się nie odwrócił. Za to dla odmiany było widać doskonale to, co kryje między nóżkami :)
- Pan doktor: Płeć szukamy?
- Ja: Tak
- Pan doktor (bez chwili namysłu, bo już wcześniej miał najechane sondą i wiedział): Dziewczynka

Będziemy mieć córeczkę, naszą małą, kochaną, cudowną Oleńkę. Cieszę się niesamowicie! :)

Mimo wszystko cieszę się, że byliśmy na takim badaniu, nie żałuję ani jednej wydanej złotówki. Oglądałam nagranie z badania już kilka razy i ciągle przestać nie mogę, nieustannie się wzruszam. Mogłabym tak patrzeć i patrzeć na tą moją Dziecinkę bez końca. Teraz będę miała taką możliwość, bo mam wspaniałą pamiątkę. Nie mogę doczekać się, aż pokażę filmik mamie :)

Nasza dziewczyneczka rozwija się książkowo, została dokładnie pomierzona, pooglądana z każdej strony i wszystko jest w jak najlepszym porządku :)

A oto kawałeczek buźki naszej nieśmiałej Pyzuli ważącej już 1205g :)
Oczko, nosek, usteczka i kawałek rączki.

niedziela, 16 listopada 2014

Niedzielnie... :)

Za nami bardzo przyjemna niedziela :)
Poranne leniuchowanie do późna.
Potem rozmowa z Mamą przez telefon i trzeba było szykować się do wyjścia.
Kawiarnia w Muzeum Sztuki Nowoczesnej,
przepyszne kakao z pianką, a do tego przesympatyczne towarzystwo!
Uwielbiam zawierać znajomości internetowe, ale jeszcze bardziej lubię, gdy te znajomości przenoszone są do świata realnego :)

Po powrocie przepyszny obiadek zaserwowany przez męża
i dalsze leniuchowanie pod ciepłym kocykiem.
I muszę przyznać, że chyba ktoś męża mi podmienił :-o
Jestem mega pozytywnie zaskoczona Jego postawą…
Nie wiem czy powinnam o tym pisać, aby czasem nie zapeszyć ale niesamowicie cieszą mnie takie zwykłe, proste gesty i słowa względem mnie i naszego dzieciątko. Uwielbiam, gdy mówi „Kocham Was” czule przytulając, wówczas po prostu rozpływam się… :)

Doczekać się jutra nie mogę.
Z rana czeka mnie wędrówka po lekarzach: endokrynolog i internista,
a popołudniu... będziemy podglądać naszą Fasolkę na USG 4 D :)

czwartek, 13 listopada 2014

Dzień dobry :)

Dzisiaj żegnamy 26 tydzień ciąży, a jutro zaczynamy 27 :)


Pewnie już to pisałam, ale uwielbiam mój "balonik".
Czuję się nadal fantastycznie.
Luteina chyba zaczęła działać i polegiwanie zapewne też, brzuszek już aż tak bardzo nie napina się, 
 a osiedlowe spacerki w miłym towarzystwie dają mnóstwo radości...
Cieszymy się! 
:)

środa, 12 listopada 2014

Natchnienie... :)

Podczas wczorajszej wieczornej kąpieli coś mnie tknęło i natchnęło. Leżałam w cieplutkiej wodzie,
w pachnącej pianie i rozmyślałam...
Na myśl przyszła mi Mama, moja i tylko moja najukochańsza Mama, która była samoukiem. Sama nauczyła się szyć na maszynie, sama nauczyła się robić na drutach (teraz przed nią wielkie wyzwanie - ciepła, zimowa czapeczka dla wnusi). Kolejną osobą była Kasia, która to poczyniła piękne cuda dla Mai, w kolejce pewnie czekają jeszcze nie jedne takie? :)
I tak sobie myślę, może i mnie się uda? Muszę teraz odpoczywać, to przynajmniej spożytkuję jakoś ten czas. Może nauczę się szyć i stworzę coś swojego, może nie doskonałego i idealnego, ale prosto
z serca mego, dla mojego Dzieciątka kochanego :)

Miałam w planie kupić nowe prześcieradełka... ale po co? Mama mi przywiezie swoje "stare" ale nieużywane (porządnie zapakowane, schowane w szafie, czekające na lepsze czasy), bawełniane, takie których kiedyś się używało... ale gdy nowe gumkowe weszły w modę, te stare i porządne odeszły do lamusa... A ja użyję właśnie tych starych i spróbuję wszyć w nie gumeczki. Myślę, że to będzie idealne rozwiązanie. Będą stare ale jare :D

Rożek? Miałam zamiar kupić jeden z Motherhood, a drugi miała uszyć mi mama... Ale po co kupować? Za pieniążki, które wydam na jeden rożek, kupię materiał, który można zużyć na dwa rożki i może coś jeszcze...

Co jeszcze? A no właśnie... te girlandy! Też mi coś... wyciąć kilka trójkątów równoramiennych, pozszywać boki, potem wszystkie u góry obszyć kolorową lamówką i voilà, girlanda gotowa! Ja sobie nie poradzę? Oczywiście, że sobie poradzę :D

A pompony? Już mi się odwidziały... bo co za dużo, to nie zdrowo, prawda? :) Mam już plan, mam wizję, co, gdzie i jak, i prędzej czy później spełnię ją :)

Nad łóżeczkiem zawisną trzy kolorowe, pastelowe ramki. Na pewno w jednej
z nich (środkowej) umieszczę napisany przeze mnie wierszyk, dzięki któremu wygrałam fotelik samochodowy, ot na pamiątkę... bo każdy kto go czyta, wzrusza się. Po bokach umieszczę jakieś kolorowe obrazki, jeszcze nie wiem dokładnie co to będzie. Z racji takiej, że nie będziemy mieć żadnych ochraniaczy, ani kolorowej pościeli, girlanda zawiśnie wzdłuż łóżeczka, żeby je troszkę ożywić. Po prawej stronie obok łóżeczka będzie stała komoda. Na komodzie będzie lampka solna emitujące przyjemne
i ciepłe światło, biały wiklinowy koszyk i przepiękna szara ramka, którą dostaliśmy na rocznicę ślubu (w niej umieścimy zdjęcie naszego Dzieciątka). Nad komodą będzie wisiała półka, a z niej, od strony ściany będą dyndały sobie kolorowe literki, imię mojej córeczki (będzie heca jak córka okaże się jednak synem :D). Na półeczce będzie stało pudełko, a w nim skarby mojego Dziecka, będą książeczki i misie...

Będzie prosto, skromnie... ale mam nadzieję, że przyjemnie. O! :)

wtorek, 11 listopada 2014

Smutki i smuteczki...

Od rana w mieszkaniu unosił się zapach przepysznej mężowej zupy cebulowej z dodatkiem żółtego sera i grzanek... Mmmmm! Mega pyszna i bardzo syta :)

Po obiadku czas na jakiś deserek, co by osłodzić sobie wspólne chwile i zapomnieć o smutkach
i troskach. Uwielbiam zapach kruchego, maślanego ciasta, pieczonych jabłek i cynamonu, to idealne połączenie na jesienne popołudnia i wieczory :)

Jeszcze tylko lody waniliowe by się przydały, ale niestety ich brak :P
Niestety gorsze dni dopadły i mnie. Zbyt wiele nagromadziło się na głowie. Zbyt wiele bym chciała... ale niestety fundusze na to nie pozwalają. Mam wiele planów i marzeń dotyczących maluszkowego pokoiku, ale niestety na ich spełnienie przyjdzie mi troszkę poczekać. Nie da się zrobić wszystkiego na raz, trzeba to jakoś rozsądnie podzielić, by podołać tym wszystkim wydatkom związanym
z urządzaniem naszych czterech kątów. Z racji tej, że kredyt wzięliśmy jedynie na mieszkanie, pieniążki na jego urządzanie musieliśmy uzbierać sami, a wydatków niestety ciągle przybywa... Do tego wszystkiego siedzenie i odpoczywanie w domu kompletnie mi nie służy, ale dla dobra maluszka jestem w stanie się poświęcić. Brakuje mi jedynie towarzystwa...

Marzy mi się kolorowa girlanda w groszki, paseczki, gwiazdeczki, krateczki, zygzaczki... nad łóżeczkiem lub wokół niego, ramki z ładnymi obrazeczkami, tudzież imię mojej Pociechy. Marzą mi się świecące kuleczki Cottonone Love, tudzież pomponiki lub chmurki i łezki... A wszystko to w pięknych pastelowych odcieniach mięty, jasnego różu i szarości.




Echhhh... pomarzyć sobie można, jak to dobrze, że za marzenia się nie płaci. 
A kto wie, być może i kiedyś na te cudeńka przyjdzie czas i malutkie marzenia spełnią się...? :)

poniedziałek, 10 listopada 2014

„Na kanapie leży leń, nic nie robi cały dzień...”


Czytam więc i ja mojemu jeszcze nienarodzonemu :) 
A ile radości i śmiechu jest z tego czytania i z tych książeczkowych rymowanek :D

Mam teraz jeszcze więcej czasu wolnego, niż dotychczas. Staram się leżeć i odpoczywać jak najwięcej i jak najmniej martwić i stresować. Przez to całe zamieszanie "szyjkowe" jeszcze częściej wsłuchuję się we własny organizm i różne jego objawy. Bywa czasem tak, że leżąc czuję dziwne napięcie w dole brzucha, gdy dotykam go ręką, jest mega twardy. Na szczęście nie jest to regularne, pojawia się jedynie kilka razy dziennie. Czyżby to były skurcze przepowiadające Braxtona-Hicksa? Wcześniej będąc zajęta spacerami, spotkaniami ze znajomymi jakoś na tym się nie skupiałam, teraz jestem bardziej wyczulona.


„Okres między 24. a 28. tygodniem uchodzi za czas największej aktywności płodu.”
Maleństwo moje fika i bryka nieustannie, zwłaszcza gdy zjem śniadanie lub kolację "na słodko" lub po prostu jakąś słodką przekąskę. Zauważyłam też, że zwiększyło się u mnie zapotrzebowanie na mleko. Nieustannie mogłabym pić kakao, jeść owsiankę, czy płatki z mlekiem. Dzięki temu małemu Okruszkowi ja jestem trochę spokojniejsza, bo wiem, że póki co wszystko jest pod kontrolą :)

A za tydzień będziemy Cię podglądać na USG 4D :)

czwartek, 6 listopada 2014

Magiczna setka przekroczona...

A było tak pięknie...
Maluszek ładnie się rozwija, ciągle bryka i fika w maminym brzuszku. Kocham te słodkie ruchy, rozczulają mnie na każdym kroku. Już teraz wiem, że nasz Maluszek to niezły uparciuszek, tak mocno zacisnął dziś nóżki i kolanka, że ponownie nie dało się podejrzeć, co kryje między nóżkami. I chyba nie muszę zadawać sobie pytania, po kim to nasze kochane Dzieciątko takie uparte jest, oczywiście, że po mamusi :)
I wyniki są idealne, mocz czyściutki, morfologia bardzo ładna, obciążenie glukozą również, muszę jedynie uważać na stany niedocukrzenia i zawsze nosić przy sobie awaryjnego batonika :)
Tyjemy i to w zastraszającym tempie... mamy już +10 na liczniku, jak tak dalej pójdzie, to będę jak balon! Mimo to mój brzuszek i moja figura nie ograniczają mojej sprawności i ruchów. Bez problemu mogę sobie jeszcze pomalować paznokcie u stóp, zawiązać buty, czy ogolić tam i ówdzie :) Brzucholka jak nie było widać do 20 tygodnia, tak teraz daje o sobie znać i już nie da się go ukryć... cieszę się, lubię ten swój brzuszek :)


I to by było na tyle, dobrych wieści... :(
Już podczas badania wiedziałam, że coś jest nie tak, to od razu dało się wyczuć z twarzy profesora.
A jak zapytał, czy czasem brzuch mi twardnieje, to już nie miałam żadnych wątpliwości. Tak, twardnieje czasami, jak więcej zjem, czy dłużej pochodzę... ale nie sądziłam, że... Echhhh! :(
Powracamy do Luteiny dopochwowo 2x100mg, szyjka się trochę skróciła... i za 3 tygodnie z badaniami mam się wstawić ponownie na wizycie. 
Oczywiście już się zdenerwowałam, popłakałam, wylałam wszystkie żale, poobwiniałam się, bo się szwędam, zamiast siedzieć na dupie i odpoczywać, no ale skąd mogłam wiedzieć? Przecież czuję się dobrze... Boże, żeby tylko wszystko było dobrze...

Oj Dziecko Ty moje drogie Ty lepiej siedź w tym brzuszku jak Ci dobrze i nie wygłupiaj się!

♦ ♦ ♦

P.S. Maju dziękujemy Ci za prześliczne prezenty! 


Tak sobie siedzę i patrzę na te cuda i buzia mi się uśmiecha od ucha do ucha! Dziękuję! :*

wtorek, 4 listopada 2014

Trochę o tym i o tamtym :)

Odwiedziliśmy rodzinne strony, trochę odpoczęliśmy i niestety trzeba było wracać.
Rodzice w tym tygodniu przeprowadzają się do dziadków, a ja miałam okazję ostatni raz spędzić kilka nocy w moim rodzinnym mieszkaniu. Trochę mi smutno, uwielbiam tą cichą wieś i jej okolice, gdzie zawsze można było solidnie wypocząć, powspominać swoje radosne dzieciństwo, spotkać kilka znajomych twarzy... :)
Jednak nie mogę już doczekać się, kiedy rodzice przeprowadzą się do nas. Wreszcie nie będą dzieliły nas setki kilometrów, wreszcie nie będę musiała martwić się podróżą, będziemy mieć siebie obok i to jest dla mnie najważniejsze :)

Korzystając z kilku dni wolnych załatwiliśmy również kilka spraw związanych z mieszkaniem.
Ciężko było nam się zdecydować, ale wreszcie wybraliśmy płytki do łazienki Tubądzin - Elegant Natur. Oczywiście łazienka będzie w jasnych kolorach z lekkim akcentem ciemnego niebieskiego :) Skontaktowaliśmy się także ze stolarzem, pooglądaliśmy kilka kuchni w jego wykonaniu i ustaliliśmy cenę wykonania naszych mebli kuchennych oraz szafy wnękowej do przedpokoju. Pan Piotr namówił nas również na szkło, zamiast płytek między blatem, a szafkami górnymi. Ma znajomą firmę, która wykonuje takie szkło w cenie 250zł/m2, można wybrać sobie wzór jaki tylko dusza zapragnie. Przy okazji odebrałby nam to szkło, przywiózł do nas i zamontował od razu przy montażu mebli. Teraz tylko mamy dylemat czy wybrać jakiś delikatny, stonowany wzór, czy jednolity kolor :)

Czekamy na dni otwarte, które odbędą się w sobotę 8 listopada. Będziemy mogli wejść do naszego mieszkanka, wszystko sobie pooglądać, pomierzyć, wstępnie zaplanować... a już w styczniu planujemy ruszyć pełną parą z jego wykańczaniem. Najważniejsze to pomalować ściany, położyć panele, zrobić całą łazienkę, zamontować kuchnię i będzie można się wprowadzać :)

A tymczasem zmykam i życzę smacznego! ;)
Mniam! :-P

sobota, 1 listopada 2014

Cudnie jest... :)

24 tygodnie za nami... rośniemy sobie powolutku i cieszymy dobrym samopoczuciem :)