sobota, 19 września 2015

Wycieczka na Podkarpacie

W mijającym tygodniu, przy okazji wizyty mojego taty u lekarza, wraz z rodzicami i Olą postanowiłam wybrać się na 3 dni na Podkarpacie. Ktoś by pomyślał "opłaca się jechać 400km na 3 dni, z tego pierwszy i trzeci to prawie pół dnia jazdy?". Otóż, opłaca!  

Na Podkarpaciu mamy rodzinę. Jest prababcia i dwóch pradziadków Oleńki. Zależy mi bardzo na tym, by miała z nimi kontakt przy każdej lepszej okazji, tym bardziej, że babcia ma problemy z pamięcią. Babcia nie chciała wypuścić Oli z rąk nawet na moment. Cieszyła się niesamowicie. Dziadzu zabił specjalnie dla niej królika, a ciocia pozbierała jej jajeczka i wykopała świeże jarzynki. Tak więc obładowani po sam dach, wróciliśmy szczęśliwie do Warszawy.

Wszystko byłoby super, gdyby nie to, że drugiego dnia pobytu Ola znowu dostała katar. Sama już nie wiem czy to jakaś infekcja, czy znowu na zęby? W każdym razie w poniedziałek idziemy do kontroli, bo wolę chuchać na zimne i sprawdzić, czy oskrzela i płuca są czyste, no i uszka, bo znowu zaczęła się za nie ciągnąć. Przez to droga powrotna minęła nam okropnie. Ola jak nigdy, była marudna, trochę popłakiwała, niechętnie tego dnia jadła, a kupkę robiła niedługo po tym jak wyjeżdżaliśmy z postoju, to też zatrzymywaliśmy się częściej niż zwykle. Gdyby tego było mało, to i mnie w dniu powrotu dorwał katar (wcześniej bolało mnie gardło) i czułam się fatalnie. Nie wiem czy to zmęczenie podróżą, czy stres i poddenerwowanie w związku z Olą... ale już w drodze powrotnej czułam się okropnie. Po raz pierwszy od porodu musiałam łyknąć paracetamol po powrocie do domu, bo mimo, że miałam 37,8 stopni, czułam jakby mnie paliło, było mi gorąco, łeb mi mało nie pękł od kataru. Po powrocie marzyłam tylko o tym, aby położyć się do łóżka. Dobrze, że mąż wykąpał Olę, ale niestety to co najgorsze czyli inhalacja, oklepywanie i potem odciąganie smarków (Ola tego nie-zno-si! a w pojedynkę ciężko sobie poradzić, bo jest niesamowicie silna i się wyrywa) należy do mnie. Potem na szczęście już tylko cycuś na uspokojenie, całus w czółko i kolorowych snów :)

Całe szczęście ranek powitałyśmy z uśmiechami na buziach. Całą trójeczką wariowaliśmy w łóżku i zwlekać nam się z niego absolutnie nie chciało. Korzystając z chwili, gdy mąż zabrał Olę do salonu i przygotowywał nam śniadanie, trochę jeszcze poleniuchowałam w łóżku. 

W końcu trzeba było zwlec się z łóżka, ogarnąć i zrobić porządek z "podarkami". Poćwiartowałam królika na kawałki i zamroziłam. Dynie póki co wystawiłam na balkon, w późniejszym czasie pokroję ją na kawałki, upiekę, zblenduję i zapasteryzuję, będzie na krem z dyni. Mój mąż robi przepyyyyyyszny krem z dyni :) Marchewkę, pietruszkę i buraczki pokroiłam w kawałki, zbnalszowałam, poporcjowałam i również zamroziłam. Część buraczków upiekłam, starłam na tarce i również zamroziłam. Z części mama też zrobiła wywary w słoikach do barszczu. Tym samym cała dolna szuflada przeznaczona dla Oli jest wypchana po brzegi samymi dobrociami :)

23 komentarze:

  1. Ale z Was podróżniczki! Zdrówka dla Oli, mam nadzieję, że to nic poważnego!

    OdpowiedzUsuń
  2. :) Najważniejsze że przeszło to złe samopoczucie zarówno tobie jak i małej :) Najlepsze takie swojskie wiadomo że chowane dobrze :) Super że mała ma jeszcze pradziadków :) Nie każdy ma dziadków a co dopiero "pra" :) pozazdrościć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super, dlatego staram się przy każdej możliwej sytuacji spotykać się z nimi :)

      Usuń
  3. Kto mówi że się nie opłaca, ten sie nie zna :P My mamy co prawda "tylko" 300km, ale jeździmy i jeździlibyśmy, gdyby było o sto więcej :)

    Jak dobrze wiedzieć, że nie tylko Wiking nie cierpi tego rodzaju zabiegów. Chociaż on to w ogóle nie przepada za tym, jak się za dużo koło niego robi - np. ubierać tez się nie lubi, podobno jak prawdziwy facet ;) tak przynajmniej słyszałam od pielęgniarek i położnych wielokrotnie.

    Podziwiam za poćwiartowanie królika, ja mam problem nawet z przygotowaniem do zamrożenia kurczaka i zostawiam to mojemu męzowi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze nie slyszalam zeby jakiekolwiek dziecko lubilo odciaganie smarkow :)
      Oj chyba zle sie wyrazilam... Dzidziu juz nam go pocwiartowal ale ja jeszcze dodatkowo miesko pocwiartowalam na male porcje obiadkowe ok. 15-20 gramowe dla Oli i zamrozilam :)

      Usuń
    2. Ja też nie słyszałam, ale dotychczas nie słyszałam też o tym że tego nie znoszą (może po prostu nie było okazji posiadać na ten temat), więc zakładalam że są dzieci którym jest to obojętne:)

      Usuń
    3. Majcia traktowała to jak świetną zabawę, a my staliśmy i się dziwiliśmy. :D

      Usuń
    4. U mnie też Aluś uwielbia czyszczenie noska ;)
      Normalnie dzień bez przygody z gruchą-kozuchą to dzień stracony hehe ;P

      Usuń
  4. Kasiu a czemu blanszuje się warzywa przed zamrozeniem? Ja zawsze tylko myje, dzielę na porcje i hop do zamrażalnika. Są lepsze czy co? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ponoć zachowują swój smak i kolor po takiej obróbce termicznej... pierwszy raz blanszowałam :)
      https://zakochanewzupach.pl/jak-mrozic-warzywa-na-zimowe-zupy/?cc=1

      Usuń
  5. Oj no to zdrówka dla Was obu :)
    Mój Chrześniak też nie cierpi odciągania smarków... Przeboje były niezłe ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Podróżniczki! Fajnie tak mieć całą półkę zamrożonych produktów, szczególnie przed okresem zimowym :) ja okropnie żałuję, że lodówka mała, a zamrażalka mieści ledwie kostki lodu :p

    OdpowiedzUsuń
  7. Zdrówka dziewczynom życzę. Moja córka też nie lubiła ściągania katarku z nosa na szczscie umie już dmuchać w chusteczkę. :)
    Ile by nie było kilometrów to zawsze warto jechać. :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Oooo, skąd ja to znam! Te wszystkie "dary natury" od babci, często zbawienne! Nadrabiam Twoje wpisy i widzę pełnię szczęścia :) jeśli chodzi o katar i ciągnięcie za uszy - to na pewno zęby! :) nic się nie martw. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale że aż tyle? Przecież zęby już wyszły? Poprzedni na zęby trwał 2-3 dni i zaraz po nim zęby wyszły... ten już się ciągnie 4 dni.

      Usuń
  9. achh i jeszcze jedno - gdyby miała zapalenie ucha to na pewno nie ssałaby piersi ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapalenie to nie jest ale płyn w uszku jest, dlatego mamy skierowanie do laryngologa.

      Usuń
    2. Hmmm muszę przyjrzeć się temu, jak Ala tarmosi się za uszka... bo czasem to robi... ale ona to tak lubi tarmosić wszystko dookoła prze karmieniu, wręcz drapie się po główce, albo mnie drapie czy szczypie, no i czasem dorwie swoje uszko.... Musze przyuważyć czy to tylko przy karmieniu, czy przy innych okolicznościach też.

      Usuń
  10. My nie odciągamy smarków tylko zakraplany sól fizjologiczną lub wodę morską. Położna nam to doradziła. Wtedy glutki same naturalnie wypływają. Zapewne nie jest to łatwiejsze od użycia aspiratora ale jakoś już się do tego przyzwyczailiśmy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mieliscie do czynienia z porzadnym katarem? Na co dzien uzywam gruszki do oczyszczania noska... ale z takim katarem jak jest teraz sama sol sobie nie poradzi... i tylko krzywde mozna tym dziecku zrobic, bo jest zapchane i ciezko mu sie oddycha

      Usuń