wtorek, 3 marca 2015

Mały ssaczek nieboraczek

W niedzielę minęło 7 dni, odkąd Ola jest z nami i raduje nas swoją obecnością. Dzisiaj z kolei mija tydzień, jak jesteśmy już w domku. Zostałyśmy wypisane w II dobie, ponieważ pani dr nie miała się do czego przyczepić i wyniki badań również były dobre :)

Ogromnie się cieszyłam, a jednocześnie dopadły mnie wątpliwości i obawy, czy aby na pewno sobie poradzę z tym maleństwem, czy będę dobrą mamą, czy będę umiała Jej pomóc, gdy będzie płakać, gdy zaboli brzuszek, gdy coś będzie Jej dolegać? Dziewczyny jedynie postukały mnie po głowie i powtarzały, że dam sobie radę.

Wróciłyśmy już na nowe mieszkanko. Nie potrafiłam na początku w ogóle się w nim odnaleźć. W około pełno pudeł, pudełeczek i innych szmargałów, które trzeba było poukładać, poupychać, a wśród tego wszystkiego ja, ledwo po porodzie i nasza malutka córeczka ciągle domagająca się piersi.

Pierwsza noc w nowym mieszkaniu minęła koszmarnie, Ola prawie całą noc wisiała na piersi... oczywiście popełniłam już na dzień dobry wielki błąd, bo wzięłam ją do siebie do łóżka, i co? I już teraz odłżyć Jej do tego wielkiego łóżeczka nie potrafię... Uwielbiam Ją mieć przy sobie, uwielbiam jak usypia przytulona do mojej piersi, uwielbiam wsłuchiwać się w Jej spokojny oddech... 

Nazajutrz, po nieprzespanej nocy czekał nas równie ciężki dzień. Dopadł mnie kryzys laktacyjny. Piersi płonęły, były twarde, mleka w nich jakoś szczególnie jednak nie było, Ola jak na złość zamiast ssać, bawiła się cyckiem... byłam bliska rozpaczy i poddania się... Z pomocą przyszła mama (gdyby nie ona to chyba nic w ustach bym nie miała - jej pomóc w tych dniach jest po prostu nieoceniona!) oraz koleżanki i ich ciepłe rady płynące przez smsy. 

Poskładałam się jakoś do kupy, ogarnęłam i postanowiłam, że się nie poddam... Robiłam na przemian okłady ciepłe i z kapusty, próbowałam odciągać mleczko i pobudzić laktację laktatorem i przede wszystkim przystawiałam Olę bardzo często, kiedy tylko miała na to ochotę, postanowiłam, że nie będę dokarmiać Jej już więcej MM. Udało się! Ola chyba wyczuła mój wcześniejszy żal i nagle zaczęła pięknie ssać... Od tej pory już wszystko ładnie zaczęło się układać. Karmimy się piersią co 2-3h w ciągu dnia, w nocy co 3-4h i póki co czerpiemy z tego przeogromną radość (tfu, tfu co by nie zapeszyć). Ola po odstawieniu MM jakby lepiej się wypróżnia i nie płacze przy tym tak bardzo. Staram się jeść normalnie i kontorolować zachowanie Oli oraz Jej ciałko. Jedyne czego póki co nie jem to słodycze, nad czym baaardzo ubolewam :P

Mąż ciągle nam towarzyszy. Mówi do córci jak najęty, pielęgnuje Ją, a Ona wpatrzona w Niego jak w obrazek, zresztą to samo jest też na odwrót :) Wspólnie jemy, wspólnie oglądamy filmy, wspólnie też śpimy i jesteśmy bardzo szczęśliwi... :)

A ja? Ja to już jakiś czas temu zapomniałam, że w ogóle rodziłam! :) Jedyne na co mogę obecnie narzekać to ból kręgosłupa w odcinku piersiowym... no ale cóż się dziwić, mam sporo słodkich kilogramów do dźwigania :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz